7 cze 2011

Lekki niedosyt, czyli Pilipiuk w wersji light.


Miałam wczoraj opisać wrażenia z pierwszego weekendu pracy, lecz zabrakło mi sił. Napisać też trochę o "Stukostrachach", które (całe szczęście!) zbliżają się ku finałowi. A dzisiaj ponarzekać trochę na pogodę, powspominać pobyt na śląsku. Ale jako że powszechnie wiadomym jest, że z Sil jest gapa, to niestety nie było mi dane ani posiedzieć dzisiaj przy komputerze, ani nawet pospać dłużej jak do godziny 5.30. Dlaczegóż to? Otóż, jakimś cudem pomyliłam daty podpisu w cholernym urzędzi epracy i dzisiaj musiałam kombinować co zrobić by mnie nie wykreślili z tej jakże zacnej (sic!) instytucji.

Tak więc znów wyruszyłam w podróż, a jako umilacz czasu zabrałam ze sobą "Wampira z M3". I ani się nie obejrzałam, a wracajac do domu (o 19.30, połączenia mam po prostu piękne..) nie miałam już co czytać.



Czy oznacza to że pan Andrzej znów mnie zaczarował jak kiedyś Jakubem? Niestety, tym razem się nie udało.
 Po pierwsze - czy Pilipiuk pisząc coś humorystycznego nie potrafi powstrzymać się od wtrącenia wątku najbardziej oryginalnego egzorcysty po tej stronie wszechświata?!? Jak już wspomniałam - Wędrowycza lubię, ale choć jego zawartość w "Wampirze" była śladowa, to jakoś ani mnie nie poruszyła, ani nie rozbawiła... To samo z żartowaniem ze "Zmierzchu" - niby coś się tam pojawia, ale MAŁO! 

Całą książkę można podsumować w ten sposób: pan Andrzej wpadł na pomysł, zrobił szkic, a Fabryka Słów to wydała, nie czekając na jakieś konkretniejsze rozwinięcie. 

Właśnie! I o samym wydaniu należałoby wspomnieć kilka ( i tu znów "NIESTETY!") niepochlebnych słów. Bo, o ile okładka jest ładna i przyciąga wzrok, tak wnętrze woła o pomstę do nieba. Absurdalnie duża czcionka (wiadomo dlaczego...) a do tego TRAGICZNE ilustracje to moje główne zarzuty. I nie chodzi tutaj o brak kolorów innych niż czerń i biel, a raczej o samą kreskę, któa podobnie jak fabuła wydaje się być robiona z marszu, bez głębszego przemyślenia. Już chyba wolałabym, aby ilustracji nie było w ogóle, pozostawiając wizerunki bohaterów mej plastycznej wyobraźni. 

W skrócie - ksiażka słaba, i jedynie przez ogólną sympatię do Pilipiuka jestem w stanie ocenić ją wyżej niż "tragedia", gdyż muszę być szczera - kilka razy cień uśmiechu przemknął po mojej twarzy podczas czytania o absurdach PRLu a także o uroczej zaściankowości warszawiaków. Mimo wszystko, na usta ciśnie się słowo: MAŁOOOOO!. Mało akcji, mało poczucia humoru, a czasem i trochę konsekwencji zabrakło. A szkoda.


Ze spraw codziennych - okazuje się że moja waga jest wynikiem przyspieszonego metabolizmu, a stan ten zapoczątkowany po ciąży nie zamierza ustać. Czyli albo będę jeść jeszcze więcej, albo zacznę kupować jakieś odżywki, albo po prostu przyjmę do wiadomości że do końca życia przypominać będę rudowłosy wieszak na płaszcze ;P

No i mam dylemat: "Alicja" Piekary kusi, a przecież jeszcze trzeba przebrnąć przez coraz gorszą i groteskowo żałosną końcówkę "Stukostrachów" ( o Tolkienie milczę, na tego pana wolę mieć trochę więcej energii...).

I to by było na tyle. :)

16 komentarzy:

  1. Te Wampiry od początku mi coś podpadały, za szybko ta książeczka wyszła i w sumie pojawiła się znikąd. Jak wiadomo Pilipiukowi nie idzie pisanie Oka Jelenia (miały być jeszcze 2 tomy, a będzie jeden, bo jak sam autor stwierdził, znudziła mu się ta seria) i zapewne wydawca naciskał, więc stworzył takie coś naprędce i jest jak jest. Trochę szkoda, bo mogło byc dobrze:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli można to skwitować jednym złowieszczym słowem - "komercja".
    "Oko Jelenia" zapowiadało się ciekwaie, ale też dało się zauważyć takie wytracenie pędu. Wydaje mi się że Pilipiukowi dobrze by zrobił urlop od pisania, bo to wszystko staje się zbyt odtwórcze.

    OdpowiedzUsuń
  3. też mam tak często, a "Stukostrachy" zacne, a i owszem :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. A mi własnie "Stukostrachy" okoniem w gardle stają :/

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja tam jakoś przebrnąłem przez "Stukostrachy" i w sumie aż tak bardzo źle nie było :) A za to po Wampira raczej jednak nie sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Silaqui
    Komerchą Pilipiuk śmierdzi od samego początku w sumie. Pisze lekko łatwo i dla nastolatek:) Dobrze się go jednak czyta. Nawet średnio udany 5 tom Oka dało radę przełknąć bez zgrzytania zębami:) Trylogię Kuzynek polecam, jeżeli jeszcze nie czytałaś:)

    Co do tej komercji, to wystarczy poszukać na necie, jakie przejścia z Fabryką miał Jakub Ćwiek. Jeżeli to tak wygląda od środka (przymuszanie do pisania itd) to się nie dziwię, że wychodzą gnioty.

    OdpowiedzUsuń
  7. W sumie to zawsze zastanawiałam się, czy nie nabyć jakiejś ksiażki Pilipiuka, ale Twoja antyreklama zdecydowanie mnie zniechęciła ;) Nie lubię się zawodzić i czytać na siłę, a tym bardziej - marnować czas i pieniądze. No chyba, że napisał jakieś arcydzieło o którym nie wiem :p

    OdpowiedzUsuń
  8. @Pablo - "Kuzynki" chyba kiedyś ruszyłam, ale nie jestem pewna już który tom :) I przyznam szczerze że pierwszą książkę Pilipiuka (to było o ile dobrze pamiętam "Wieszać każdy może") pochłonęłam w ciągu dwóch godzin i się zakochałam. Ale serce woła o więcej, i czasem po prostu brakuje jakiejś głębi...

    @Visenna - Pierwsze tomy przygód Jakuba Wędrowycza są jak najbardziej godne polecenia, jeśli skusisz się na któryś to nie powinnaś się zawieść. O ile oczywiście lubisz sie pośmiać przy lekturze :D

    OdpowiedzUsuń
  9. @Molioo - ja też brnę, idzie mi to średnio szybko, ale nie jest to nawet "średnia" powieść Kinga. Stephen jest kiepski gdy przychodzi do nazywania rzeczy po imieniu (jak choćby było w "To", gdzie klimat się trzymał do momentu, w którym okaząło sie CO jest przyczyną całego zamieszana), i coraz częściej łapię się na tym że jego opowiadania bardziej mi zapadły w pamięć niż pełnowymiarowe powieści ( z wyjątkiem MW oczywiście!) :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Pilipiuk jest komercyjny - ale w jego przypadku nie jest to wada. To facet, który sam siebie nazywa 'wielkim grafomanem', pisze dużo i szybko... i dzięki temu utrzymuje się z pisania.
    Jak chcę poczytać dobrą, pop-literaturę z lekką nutką dekadencji i sporą dawką humoru - sięgam po Pilipiuka

    OdpowiedzUsuń
  11. Owszem, masz rację. Choć nawet "wielki Grafoman" jakiś poziom powinien "trzymać", a w "Wampirze" czegoś zabrakło.
    Ja z kolei dla uśmiechu czytuję Pratchetta :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Rzeczywiście, "Wampir z M-3" nie powala, ale sprawdza się jako lekka lektura, np.: w podróży. Mnie niestety ta książka rozczarowała.

    OdpowiedzUsuń
  13. Co do recenzji to widzie idzie co ładnie i szybko :), ale coś jak widzie zdjęcie na pb to aż boję się ze jak by Cię złapać to byś się złamał w pół :P

    OdpowiedzUsuń
  14. @Louis: jeśli tylko nastawimy się na lekką i niewymagającą lekturę, to jak najbardziej może umilić nie za długą podróż. Ale i mnie rozczarowała

    @Lap: do recenzji to mojemu tekstowi jeszcze duuużo brakuje, ale dziękuję;) No i fakt - ludzie jak mnie widzą to albo tak jak ty boją się o mnie zbliżyć żeby mnie nie połamać, albo odzywają się wnich instynkty typu "muszę ją nakarmić" :P

    OdpowiedzUsuń
  15. A ja akurat nie zawiodłam się na tej książce. Oczywiście to nie jest jeszcze ten stary, dobry Pilipiuk, ale mam nadzieję, że będzie o wiele lepiej. :)

    OdpowiedzUsuń
  16. O ile Pilipiuk nie będize pisał "na siłę", to może będzie dobrze :D

    OdpowiedzUsuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)