20 wrz 2011

"Czerwony Prorok" Orson Scott Card

"Czerwony Prorok" to druga część Opowieści o Alvinie Stwórcy - chłopcu, który będąc siódmym synem siódmego syna posiada niesamowite zdolności wpływania na świat wokół niego. 
Gdy zaczynałam czytać "Czerwonego Proroka" (którego opis widziałam wcześniej na lubimyczytac) czułam, że tym razem mało będzie Alvina w opowieści. I tak rzeczywiście się stało. Większa część lektury poświęcona jest Indianom i ich walce o ratowanie ziem Ameryki przed "Białymi". Mamy również przedstawione pewne wydarzenia z "Siódmego Syna", widziane jednak nie przez Alvina a Lollę-Wossikiego. Zostaje nam wyjaśnione skąd i dlaczego "Jaśniejący Człowiek" pojawił się w sypialni chłopca (zdarzenie to okazało się nie tylko przełomowe dla młodego Millera, ale także dla wspomnianego Indianina), a także poznajemy mistykę rdzennych mieszkańców Ameryki.
I właśnie ta mistyka, więź z całą przyrodą urzekła mnie najbardziej w całej historii.

 Przy więzi z krainą, jaką mają Indianie zdolności Alvina zdawały mi się bardziej kuglarskimi sztuczkami. Sam Alvin czasem też mnie irytował swoją.... prawością (?).... I choć wiem że w "Czerwonym Proroku" główny bohater jest ciągle młodym chłopcem, to jednak w porównaniu z również młodziutkim Enderem z "Gry Endera" wydaje się być po prostu naiwnym dzieciakiem, któremu ktoś dał zabawkę zmieniającą rzeczywistość. Owszem, Alvin nie wykorzystuje swojej władzy nad materią (bo tak to można nazwać) dla swoich korzyści, to jednak czasem wydawało mi się, że pewne rzeczy przychodziły mu zbyt łatwo.
Wracając do Indian - chociaż jestem świadoma tego, że w naszym świecie ich historia potoczyła się trochę inaczej, to mimo wszystko ich walka o nienaruszalność "krainy" napawała mnie smutkiem. Jakoś czułam że nie do końca uda im się osiągnąć swojego planu, choć Card nie zakończył jeszcze tego wątku - jestem ciekawa jak w następnych tomach potoczy się historia "Czerwonych".
Z ciekawszych rzeczy, które mnie naprawdę zaskoczyły w tej książce mogę wymienić trzy: pierwsza to postać Napoleona ( tak moi drodzy, w "Czerwonym Proroku" Napoleon odegra dość znaczącą rolę), posiadającego, jak to u Carda bywa pewne nadnaturalne zdolności; druga to motyw krosna które jest swoistym zapisem historii nie tylko kontynentu północnoamerykańskiego, ale i ogólnie świata ( co najlepsze - motyw ten jest dość dobrze dopracowany i intrygujący); a trzecia to "Ośmiokątny Kopiec" - święte i tajemne miejsce Indian, w którym czas i przestrzeń rządzą się swoimi własnymi prawami.
I nie wiem, czy to moje skrzywienie, czy z zamierzenia śmieszny akcent, ale gdy przy Ośmiokątnym Kopcu dochodzi do stworzenia duszy pół-czerwonej, pół-białej, to jakoś nie mogłam powstrzymać się od parsknięcia śmiechem :)
Poza tym jednym motywem cała książka, podobnie do pierwszej części przygód Alvina, wprawiła mnie w nieco nostalgiczny i leciutko depresyjny nastrój. Dlaczego tak? Otóż, u Sapkowskiego mieliśmy "Coś się kończy, coś się zaczyna", a tutaj coś się ewidentnie kończy, pewna część historii toczy się dalej, ale jakoś nie widzę początku nowego wątku, nie wiem więc, czego mogę się spodziewać po części trzeciej. Co nie zmienia faktu, że gdy tylko będę miała możliwość to z  przyjemnością pośledzę sobie losy Alvina w obfitującym w zaskakujące rozwiązania świecie Orsona Scotta Carda.


Moja ocena: 5/6






Przyznam się bez bicia - strasznie miło mi w końcu napisać kilka zdań więcej o książce. Lipiec i sierpień wyglądały kiepsko pod tym kątem - choć przeczytałam coś tam to nie miałam sił ani zbytnio możliwości na pisanie. Teraz, gdy powoli układam sobie plan dnia mogę spokojnie wrócić do tego, co kocham najbardziej (zaraz po mojej małej rodzince) - do czytania i pisania o tym. A jeszcze milej jest leżeć sobie w łóżku, gdy mój przyszły mąż z moim dzieciątkiem smacznie śpią, czytać książkę i zasnąć w połowie zdania :) Ostatnie 10 stron "Czerwonego Proroka" czytałam trzy wieczory. Z czego wczoraj udało mi się przeczytać całe dwie strony z czterech ostatnich i po prostu odpłynęłam :)

A tak na dobranoc i dzień dobry, moje szczęście podczas ukochanej czynności :)

2 komentarze:

  1. Mhm, nigdy nie czytałam książki o podobnej tematyce i muszę przyznać, że mnie zaciekawiłaś :) Kiedyś, mam nadzieję, sięgnę po pierwszą część, tej serii :)

    Jakie śliczne maleństwo! Niech zdrowa rośnie! :))

    OdpowiedzUsuń
  2. @Pandorcia - Tematyka rdzennych ludów czy to amerykańskich czy jakichkolwiek innych jest ciekawa ze względu na ich więź i zależność od środowiska. A u Carda mamy to jeszcze bardziej "umagicznione" :)

    Ja na "Opowieści o Alvinie Stwórcy" trafiłam w swojej miejskiej biblioteczce, totalnie przez przypadek - poszukaj, może i u Ciebie będzie :D To klasyka fantasy, więc może znajdziesz :D

    OdpowiedzUsuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)