27 wrz 2013

Przebudzenie Lewiatana, t.2, James S. A. Corey


Tytuł: Przebudzenie Lewiatana
Autor: James S. A. Corey
Cykl wydawniczy: Ekspansja, tom 2
Wydawnictwo: Fabryka słów
Data wydania: 14.06.2013
Ilość stron: 368
Moja ocena: 5/6

O tym, jak czasem niełatwo jest omawiać kolejne tomy serii wie praktycznie każdy recenzent. Jeśli akcja poszczególnych części toczy się niemal nieprzerwanie, towarzyszą nam ci sami bohaterowie i główny cel misji pozostaje niezmieniony, niezwykle trudno jest wykrzesać z siebie coś więcej niż we wcześniejszych opiniach. Podobnie rzecz ma się z drugim tomem Przebudzenia Lewiatana, tylko że tutaj zadanie jest jeszcze bardziej skomplikowane z jednego, przykrego (zwłaszcza dla czytelników) powodu. Z nieznanych nam przyczyn książka, wydana oryginalnie jako całość, została sztucznie podzielona przez wydawcę. A to nastręcza dwojakich trudności. Po pierwsze: czas między wydaniem poszczególnych tomów zaciera szczegóły przedstawione w pierwszej części. Po drugie, w odróżnieniu od klasycznych wieloczęściowych powieści, tutaj nie mamy nawet co liczyć na jakiekolwiek wprowadzenie przypominające zaistniałe już wydarzenia. Gdy połączymy te dwa fakty otrzymamy sytuację dla czytelnika niekorzystną: zostaje on rzucony w wir wydarzeń praktycznie „z marszu” i dobrych kilkadziesiąt stron zajmuje mu ponowne wczucie się w całą sytuację.



Kiedy jednak przełkniemy gorzką marketingową pigułkę i przypomnimy sobie, o co w Przebudzeniu Lewiatana chodziło, lektura nabiera sensu i wciąga bez reszty. Tutaj nie znajdziemy miejsca na nudę, zarówno ze względu na galopującą akcję, jak i wychwalany w recenzji pierwszego tomu zabieg dwustronnego prowadzenia narracji. Oto znów (czy raczej „nadal”) śledzimy wydarzenia z perspektywy honorowego i pełnego wzniosłych ideałów Holdena oraz cynicznego i pozbawionego złudzeń Millera. Takie opowiadanie fabuły ciekawiło już w poprzedniej części, a teraz, gdy bohaterowie działają razem, intryguje jeszcze bardziej, pokazując dwa spojrzenia na toczące się wydarzenia. Same dyskusje między narratorami niejednokrotnie zapewniają sporą dozę emocji i chwilami trudno jednoznacznie przyznać któremuś z nich rację. Z jednej strony idealistyczne podejście Holdena wydaje się jedynym słusznym: uczciwość to wartość nadrzędna, jednak i Miller ma trochę racji: czasem ukrycie prawdy, zwłaszcza znanej nam fragmentarycznie, bywa lepszym wyjściem od głoszeniu wszem i wobec niepewnych informacji.

Obaj bohaterowie mają w sobie coś, co nie pozwala o nich zapomnieć i wzbudzają sympatię. Który z nich bardziej daje się lubić? Tutaj zdania są podzielone, lecz z pewnością bardziej realnym i mimo wszystko godnym zaufania zdaje się antypatyczny przecież Joe Miller. Być może wynika to z faktu, że naiwność nawet w naszych czasach nie sprzyja długowieczności i ogólnemu powodzeniu, a Holden nazbyt często zachowuje się przerażająco wręcz naiwnie. Już poprzednim razem zastanawiałam się, jakim cudem Holden patrząc na otaczającą go rzeczywistość i śledząc dotyczące go zmiany mimo wszystko trwa w swym uporze i pozostaje takim samym prostolinijnym, ufnym człowiekiem. Choć jest to nieco irytujące, doceniam znaczenie takiej konstrukcji bohaterów, bo to właśnie dzięki niej Przebudzenie Lewiatana nie jest tylko space operą z zombie, ale także lekkim w odbiorze studium ludzkiej psychiki i jej ewolucji w sytuacjach kryzysowych.

Cóż jeszcze, prócz nad wyraz ciekawych bohaterów, oferuje nam druga część powieści? To przede wszystkim dalsze zagłębianie się w politykę i konflikt pomiędzy Ziemią, Marsem a Pasiarzami. To jednak, co wydawało się nam chwilowym kryzysem, nabierać zaczyna przerażającego i niespodziewanego wymiaru, którego rozmachu z pewnością niemożliwym było się domyślić po lekturze pierwszej części. Jeszcze większą niewiadomą są dla nas pomysły Corey’a, jakimi z pewnością uraczy nas on w pozostałych dwóch tomach trylogii. Zakończenie Przebudzenia Lewiatana zapowiada jeszcze większą dawkę emocji, z całkowicie nowymi bohaterami, których natura na pewno nas zaskoczy.

Wydawałoby się, że w temacie space opery powiedziano już wszystko i początkowo książka Corey’a mogłaby zdawać się jedynie zgrabnym wykorzystaniem kilku jej elementów, połączonych z kryminałem noir i historią o zombie. Tak się jednak nie stało, a to właściwie dzięki temu, że, jak wiemy, pod nazwiskiem Corey kryje się dwóch współpracujących ze sobą pisarzy. Ty Franck i Daniel Abraham zgrabnie uzupełniają się przy tworzeniu tej historii, a czytelnik może się jedynie zastanawiać, kto jest „ojcem” Millera, a kto opowiadał nam historię słowami Holdena. Ciekawi mnie również, w jaki sposób prowadzona będzie narracja w Caliban's War, a także czy i kogo nowego dane nam będzie poznać. Gdzieś na drugim planie mam chęć śledzenia losów ludzkości postawionej w kryzysowej sytuacji: psychologiczna warstwa powieści sama w sobie zapewnia na tyle frajdy, że nawet najbardziej wartka akcja i niespodziewane jej zwroty pozostają jedynie tłem ludzkich rozterek. I, w sumie, to chyba dobre wrażenie o książce: czymże innym bowiem jest literatura jak tylko swoistą lekcją o człowieku? Po raz kolejny w tym roku czemuś, co ma plakietkę „rozrywka” udało się mnie nie tylko zabawić, ale i poruszyć, choćby przez irytację postępowaniem jednego z bohaterów, przy jednoczesnym zachowaniu przyjemności z lektury. A to już nie lada sukces.
Recenzja napisana dla portalu:

5 komentarzy:

  1. Olu, tę książkę mam już u siebie na półce, ale jeszcze nie przeczytałem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba bardziej ta książka spodobałaby się mojemu bratu :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały wpis! Może weźmiesz udział w pewnym Konkursie? :)
    Szczegóły: http://najlepszy-wpis.blogspot.com/
    Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)