27 lip 2015

"Trylogia kosmiczna" - dzisiaj już się tak nie pisze....



Zabawna sprawa z tą całą fantastyką: z jednej strony niemal codziennie dowiadujemy się o kolejnych „przełomowych i wyjątkowych” nowościach, z drugiej natomiast kilka wydawnictw (o ile się nie mylę, to całe cztery sztuki) oferuje nam odświeżone wersje starych powieści stanowiących podwaliny współczesnej literatury fantastycznej. Dzisiaj jednak pominiemy wszystko to, co dobrego dla miłośników klasyki robią Rebis, Solaris, MAG i Book Rage, gdyż spojrzymy na literaturę nie jako typowy czytelnik a jako słuchacz. Dzisiaj bowiem przeczytacie odrobinę maRudzenia na temat trzech audiobooków składających się na „Trylogię kosmiczną”: klasykę klasyki polskiej science fiction, napisaną tak dawno, że tylko niektóre dinozaury mogą spokojnie nazywać się jej rówieśnikami. Początkowo plan wyglądał tak, by książki przesłuchać, przemyśleć i pójść dalej (w kolejce do czytania czeka Petecki, Aldiss, Wiśniewski-Snerg i Wnuk-Lipiński), ale podobno Kroniki mają wrócić do świata żywych. Słowo się rzekło, ktoś tam czeka na ten właśnie konkretny tekst, zatem… zaczynamy!



Zaczniemy natomiast od wyznania jednego z największych grzechów, do jakich czytelnik piszący o książkach może się przyznać: nazwiska autorów do niedawna mówiły mi niewiele poza świadomością, że oto ktoś taki żył i coś tam tworzył. Niby na blogu pojawiły się dwa teksty o Boruniu (Toccata i Próg nieśmiertelności), ale Trepka był dla mnie całkowitą terra incognita. Wiedziałam jedynie, dzięki kilku życzliwym fantastycznym wyjadaczom, że Trylogię nie tyle wypada, co należy znać. Słuchanie dzieła Borunia i Trepki rozpoczęłam zatem z praktycznie czystym umysłem, pozbawionym najgorszego skażenia, jakie tylko można sobie wyobrazić, czyli: internetowych recenzji. Jedynie gdzieś w głębi serca czułam, że przy lekturze muszę pamiętać o kilku zasadniczych sprawach.


Po pierwsze: oto rozpoczynałam przygodę z literaturą pisaną z zupełnie innej perspektywy. I choć aspekty społeczno-polityczne, towarzyszące autorom na co dzień z pewnością były ważne (o ile nie kluczowe…), o tyle bardziej nastawiałam się na lekki dyskomfort związany z całkowicie różnym od współczesnego, rozłożeniem akcentów w książce.


Gdy dzisiaj sięgam po SF, to w dużej części są to książki w jakiś sposób twardo określone. Albo mamy niesamowicie rozbudowane i przemyślane uniwersum (cykle Herberta, Silverberga, Reynoldsa), albo dzieła porywające samym językiem, konstrukcją poszczególnych zdań i rozdziałów (większość znanych mi pozycji z UW), albo w końcu wartką akcję pełną spektakularnych potyczek w przestrzeni kosmicznej (znów Reynolds, może trochę Cobley). Oczywiście bardzo w tym momencie upraszczam, ale faktem jest, że takiej fantastyki jak ta napisana przez Borunia i Trepkę już „się nie pisze”.


Być może jesteśmy coraz bardziej przyzwyczajani do literatury „targetowej”, budzącej emocje poprzez stosowanie określonych wzorców. Coś na zasadzie przeklętych „książek w stylu…”. Popatrzcie na wydawane nowości, napisane całkiem niedawno. Kalka kalkę kalką pogania. I nawet, gdy dzieło mieszczące się jakiejś szufladce okazuje się nad wyraz dobre (na pewno takie są, naiwnie w to wierzę), to jednak zawsze czegoś brakuje. Jakiś czas temu zamieściłam w Kronikach kilka zdań o „Zanieśmy im naszą wojnę” Musialika, później przeczytałam sobie „Wszyscy na Zanzibarze”. Czytając internetowe recenzje obu książek zauważyłam pewną niepokojącą tendencję, będącą jednocześnie znakiem naszych czasów. U Musialika czytelnicy narzekali na zbyt małe rozbudowanie psychiki bohaterów. U Brunnera z kolei narzekano na elementy będące „dodatkami do fabuły”. W obu sytuacjach recenzenci się mylili. I to bardzo się mylili. Dobra powieść nie musi charakteryzować się równym rozłożeniem zaangażowania w poszczególne motywy. W dobrej powieści pominięcie pewnych kwestii wręcz wzmacnia przekaz. I tutaj wracamy do Borunia i Trepki.


Czytanie (słuchanie) tej trylogii było dla mnie przeżyciem pełnym paradoksów. Z jednej strony byłam zachwycona wizją, jaką roztoczyli przed nami autorzy. Po pierwsze: idealne przedstawienie degeneracji zamkniętej społeczności. Po drugie: bezpośrednie ukazanie tego, jak ideologia i brak kontaktu z światem zewnętrznym może wypaczać ludzki aparat poznawczy. Później nastąpiło urocze przedstawienie Ziemi z przyszłości, jako świata pozbawionego konfliktów, głodu i niesprawiedliwości. W głębi duszy czekałam na moment, w którym to wszystko się rozpadnie, bo jakoś nie wierzyłam w taką powszechną miłość i akceptację. I, koniec końców, z ludzi wyszło wszystko to, co najgorsze. Konflikt opisywany w trzecim tomie nadał całej powieści odrobiny wiarygodności.


„Trylogia kosmiczna” nie jest dziełem idealnym, dodatkowo bardzo źle zniosła próbę czasu. Podczas lektury nie sposób oprzeć się wrażeniu, że oto czytamy ledwie rozszerzony koncept, ze sporadycznymi wstawkami skupiającymi się na przypadkowych kwestiach. Bohaterowie nie są wiarygodni, a już zwłaszcza ta ich grupa, która wywodzi się z „idealnej” ziemi. W ich działaniach ciężko znaleźć chociażby odrobinę logiki, a gdy dodatkowo dochodzą do tego emocje, to konstrukcja postaci kuleje. W Trylogii jest też masa niepotrzebnych dłużyzn, wybijających czytelnika z rytmu.


Wszystkie wydarzenia z Trylogii prowadzą do ostatniego rozdziału, opisującego działania i przemyślenia A-Cisa. Rozdział ten, z jednej strony bardzo smutny, a z drugiej gloryfikujący to, co w ludziach najpiękniejsze, jest typową wisienką na torcie. I tłumaczy (czy raczej usprawiedliwia) wszystkie te z pozoru niepotrzebne wątki, pojawiające się w drugim i trzecim tomie.


Trylogia kosmiczna mnie zmęczyła. I jednocześnie, tuż po wysłuchaniu ostatniego zdania niesamowicie poruszyła. Pomysł, przesłanie, jakie Boruń i Trepka wpisali w te książki, naprawdę napawa nadzieją i optymizmem. Pal licho sytuację, w której ludzkość znów pokazuje swoje najgorsze oblicze; pal licho idiotyczne walki między różnymi frakcjami - tak naprawdę na sam koniec otrzymujemy pochwałę tego, co w ludziach jest najważniejsze. Czyli: uczucia, lojalność wobec najbliższych i indywidualizm.


Co może sprawić największą trudność potencjalnemu czytelnikowi Trylogii Kosmicznej? Wszystko to, co napisałam powyżej. Język, jakim posługują się Boruń i Trepka jest daleki od ideału. Akcja często tkwi w miejscu, wiele ważnych kwestii jest przedstawiane jako pewniki, nad którymi wiarygodnością czy zasadnością nie można dyskutować. Albo wytłumaczę to nieco inaczej: w Trylogii nie ma jednego wiodącego motywu, wiodącego pomysłu. Słuchałam kolejnych rozdziałów i chwilami modliłam się o coś konkretnego. Ale nie, nie o to w tych książkach chodziło.


Zadaniem czytelnika przy lekturze dzieł takich jak Trylogia kosmiczna jest czytanie między wierszami. Opowiadanie sobie całej tej historii na nowo, łączenie elementów układanki podanej nam w wersji dość surowej. Czytelnik powinien dostrzec to, co kryje się za tą cała toporną narracją i dotrzeć do samego końca.


Niech za rekomendację posłuży wam mój przykład: chwilami Trylogia niezmiernie mnie nudziła, równie często zachowanie bohaterów przyprawiało mnie o palpitacje serca. Ale wystarczyła chwila, tuż po wyłączeniu audiobooka, by w mej głowie kłębiło się milion myśli. Bo jak Boruń i Trepka literacko zaliczają się do lamusa, to ich dzieło skłania do głębszego zastanowienia się nad kilkoma kwestiami. Być może łopatologiczne przedstawianie Ziemi i ludzi właśnie do tego miało służyć.


Dlatego też, drodzy fantaści, sięgajcie po „Trylogię kosmiczną”. Musicie tylko na kilka godzin przełączyć wyobraźnię na wyższy poziom. Poziom, który nie będzie od was wymagał jedynie wizualizacji kolejnych kosmicznych wojen. Powiem więcej: jeśli choć trochę będziecie myśleć podczas lektury Borunia i Trepki, to zauważycie dużo (może wręcz zbyt dużo) elementów tożsamych z naszymi pięknymi czasami…

9 komentarzy:

  1. Wyjdę na głupca, ale ta seria wydawnicza nigdy nie rzuciła mi się w oczy, tudzież nie zapadła w pamięć. Zastanawiam się jak to możliwe skoro ma już około 2 lat i obejmuje ponad 50 tytułów...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. kwestia wymagań i zaangażowania: APF to "must read" każdego, kto chce rozumieć polską fantastykę

      Usuń
  2. Dla mnie największą grozę budzi język współczesnych głównonurtowych dzieł fantastycznych. Język do bólu sprawozdawczy, zbudowany ze zdań bardzo pojedynczo złożonych. "Komandor wszedł do ładowni.W ładowni byli obcy. Oby mieli lasery." Można się śmiać, ale ktoś mi zwrócił uwagę, że tak sprawa wygląda na przykład w "Kotołaku" Lewandowskiego. "Otwórz na obojętnie której stronie i się przekonasz." I tak było rzeczywiście.

    Boli to tym mocniej, że sprawniejsi stylistycznie autorzy i ci z drewnianą ręką wcale nie istnieją na różnych poziomach świadomości czytelniczej. Czy Dukaj (na plus), czy taki Domagalski (na minus) są równie atrakcyjni, gdy napiszą opowieść, w której "się dzieje."

    Po co się starać, myślę sobie również jako autor, szlifować polszczyznę, szukać metafor tam, gdzie trzeba, szukać przezroczystego języka tam, gdzie trzeba, skoro i tak czytelnik przeleci nad tym wzrokiem, bo będzie czekał na kolejne petardy?

    Ale to już temat zupełnie innych rozważań...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem zdania pojedynczo złożone mają sens i ni odbierają powieści jej magii: czytam właśnie Cooka, i tak często spotykam się z takimi krótkimi frazami. Owszem, razi mnie to i chwilami przeszkadza, ale pasuje do konwencji.
      Czytam mało współczesnej polskiej literatury: jeśli już, to traktuję ją jako niewymagajcą myślenia odtrutkę na powszechny depresyjny trend w dobrej literaturze SF.
      Tylko, jest jedna sprawa: czasem taka prostota stanowi siłę powieści, od kilku lat niestety jest standardem bez względu na klimat i założenia autora. I spotkamy to nie tylko u naszych rodzimych twórców: anglojęzyczni robią to samo.
      Być może dlatego tak bardzo cenię sobie "Kontrapunkty" Powergraphu: od tych książek nie wymagam akcji pędzącej na łeb na szyję, a właśnie pięknego i nietuzinkowego prowadzenia fabuły, podkręconego przepięknym językiem?
      Może właśnie dlatego twoja książka wywarła na mnie taki a nie inne wrażenie: gdybyś trafił do Kontrapunktów nastawiłabym się na coś innego ;p

      Usuń
  3. Czytam to, co powyższe i mam kilka uwag.
    Otóż wcale nie uważam, że grzechem jest nie znać tego czy tamtego nazwiska. Grzechem jest nie chcieć tego zmienić.
    Druga rzecz - rozpisałaś się bardzo, a o samej trylogii jest kilka słów, gdybym nie czytała pierwszej części, zupełnie nie wiedziałabym, z czym to się je.
    No i wreszcie - audiobook? Kto czyta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za uwagi.
      Ten tekst był pierwszą moją próbą od dawna napisania "recenzji". Wyszło średnio (przyznaję bez bicia) i planuję tekst nieco przeredagować i dodać do niego kilka istotnych elementów. Nie jestem z niego zadowolona: osoba, która nie zna Trylogii raczej niewiele z niego wyniesie :(
      Ps. Czytał Jacek Kiss. Znośny lektor, ale do ulubionych go nie zaliczę.

      Usuń
  4. Z ogromną przyjemnością odnotowałem fakt, że komuś chciało się pomarudzić na temat jednego z najbardziej klasycznych klasyków polskiej fantastyki. Czytałem rzecz jeszcze przed lądowaniem ludzi na Księżycu i zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zresztą… czytałem to wiele razy, nawet obecnie poczytuję sobie ulubione fragmenty trylogii.
    Chwaląc tedy sam pomysł na przypomnienie książek nie mogę zgodzić się ze znaczną częścią prezentowanych ( gołosłownie) tez.

    „Bohaterowie nie są wiarygodni… w ich działaniach trudno znaleźć chociażby odrobinę logiki.” Proszę, proszę. Jakieś przykłady? No i oczywiście ciekawi mnie gdzież są te dłużyzny? Bom ich nie stwierdził, ale oczywiście moja optyka może być a nawet z pewnością jest – odmienna.

    „Albo wytłumaczę to nieco inaczej: w Trylogii nie ma jednego wiodącego motywu, wiodącego pomysłu.”

    Ja bardzo przepraszam, ale to głupstwa jakieś. W znacznej części trylogia jest klasyczną fantastyką eksploracyjną. Wiodącym motywem jest poznawanie nowego świata, a potem próba porozumienia z obcą cywilizacją. Żadne modlitwy tu nie pomogą. Tak jak modlitwa do placka z wiśniami, by zmienił się w schabowego.
    „Język, jakim posługują się Boruń i Trepka jest daleki od ideału.” Ok. A jaki jest ideał szanownej gospodyni bloga? Bo moim skromnym zdaniem dziennikarze i pisarze Boruń i Trepka zastosowali w tej opowieści styl dobry, nie utrudniający lektury, pozwalający skupić się na przygodzie i zręcznie przemycanej informacji naukowej.

    Myślę też, że słuchanie nie jest najlepszym rozwiązaniem przy poznawaniu tej akurat opowieści. Dobrze też byłoby zaznajomić się własnoocznie nie z ostatnim wydaniem (uwspółcześnionym na siłę) a drugim z epoki „odwilży gomułkowskiej”. To dopiero była podana opowieść! Były tam mapy układów gwiezdnych, rysunki układu Proximy i Tolimana, szkice Celestii. Do tego objaśnienia naukowe podane w przypisach, miodzio dla dociekliwych.
    Na koniec tej może przydługiej wypowiedzi powiem, że dane mi było osobiście poznać Krzysztofa Borunia i Andrzeja Trepkę. Naprawdę popularyzacja nauki, astronomii i biologii wiele straciła wraz z ich odejściem.





    .












    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pisząc o braku wiarygodności miałam na myśli często zbyt infantylne zachowania osób, które (do jasnej anielki!) zostały wysłane w niezmiernie ważną misję. Po członkach załogi oczekiwałabym nieco więcej dojrzałości, a tutaj naprawqdę odniosłam wrażenie, że mam do czynienia z grupą niestabilnych emocjonalnie nastolatków.
      Dłużyzny - większość tych momentów, skupiających się na niezbyt trafnie przedstawionych relacjach między członkami załogi. Ale to może moija osobista alergia na wszelakie wątki "romantyczne.
      "Ja bardzo przepraszam, ale to głupstwa jakieś. W znacznej części trylogia jest klasyczną fantastyką eksploracyjną. "
      Ok, tutaj przyznaję, zdanie sformułowałam bardzo niefortunnie. Ów motyw/wątek jest, taki właśnie jak piszesz, ale niestety, podczas lektury jakoś paskudnie mi się rozmył i chwilami wydawał się jedynie bardzo odległym tłem.
      " A jaki jest ideał szanownej gospodyni bloga?" Ideału jeszcze nie spotkałam, ale zabrakło mi odrobiny magii w opisach. Tzn, nie magii dosłownie, ale jakiejś płynności, melodyjności. Opisów, które potrafiłyby wzbudzić we mnie emocje nie przedmiotem opisu, a samym sposobem owego przedmiotu opisania.
      "Myślę też, że słuchanie nie jest najlepszym rozwiązaniem przy poznawaniu tej akurat opowieści. ": być może tutaj własnie jest pies pogrzebany: "Trylogię..." odsłuchiwałam dość długi czas, często z większymi przerwami lub po 10-15 minut. Szczęśliwie, jest to do nadrobienia :) Poszperam za wspomnianym wydaniem, przeczytam i wtedy zobaczymy, które z nas miało rację :)

      Usuń
  5. Ta trylogia może być bardzo ciekawa. Z chęcią ją przeczytam jak będę miał okazję.

    OdpowiedzUsuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)