31 paź 2016

50 odsłon Rammy, czyli sprawozdanie z lektury vol. 8


Są w literaturze fantastycznej światy, do których wraca się z przyjemnością, na których kolejne odsłony czeka się z utęsknieniem. Światy porażające rozmachem i malowniczością; dlatego wracamy na Diunę, odwiedzamy Majipoor, rzucamy okiem na zamieszanie w Ankh-Morpork, wędrujemy po Przestrzeni Objawienia i odkrywamy tajemnice Wypalonej Galaktyki. Są to uniwersa rozbudowane, zapełnione mnóstwem ras, bóstw i bytów technologicznych; często na tyle malownicze, że nie sposób po kolejnej lekturze nie zatęsknić za podróżą do któregoś z nich. Trafiają się jednak czasem światy, których w żadnym wypadku nie chcielibyście osobiście odwiedzić, ale w swej literackiej odsłonie posiadają tyle magnetyzmu, że prędzej czy później po prostu się do nich wraca. Takim tworem jest Ramma: jedno z najbardziej przerażających i intrygujących miejsc, jakie dane mi było odwiedzić podczas wędrówek po bezdrożach fantastyki.

9 paź 2016

Dobrze znać pisarza.


Początkowo miał to być wpis inspirowany dwoma tekstami, które przeczytałam niedawno w sieci. Pierwszy to dość zachowawczy tekst Qubusia, drugi to (zaginiony już w odmętach Internetu) pełen oburzenia głos dotyczący tego, jak bardzo nie można ufać polecankom naszych rodzimych autorów. Coś tam zaczęło dręczyć wykpiwane przez niektórych MaRudne serducho i zaczęłam pisać, ale oczywiście nim skończyłam pojawił się głos dyżurnego malkontenta, pirata i trolla internetowego, czyli niezastąpionego Lapsusa. I tak pierwotne plany wzięły w łeb, bo paskudny, (ale i w kilku kwestiach nadal ulubiony) Lapsus napisał niemal wszystko to, co chciałam sama napisać. Oczywiście w swoim niepowtarzalnym stylu, oczywiście nie ze wszystkim się zgadzam, ale dzisiaj chciałabym pochylić się nad kwestią przez Lapsusa zbagatelizowaną (a i Qubuś bardziej skupił się na wydawnictwach).