16 mar 2017

Bardzo zły przykład, czyli o Ostatnim Dniu pary II


Ostatni dzień pary II to antologia, do której podchodziłam z dużym dystansem. Pierwsza edycja, opublikowana w roku 2013, nie powalała na kolana: rozrzut jakościowy był na tyle duży, że chociaż znalazłyby się w niej jakieś perełki, to jednak całość pozostawiła mnie raczej zawiedzioną i, być może, odrobinę smutną.
Nie od dzisiaj wiemy, że opowiadania jako takie nie cieszą się wielką miłością wśród młodego pokolenia fantastów. Owszem, jest grupa, która zdaje sobie sprawę z tego, że krótka forma jest solą fantastycznej ziemi, ale, dziwnym trafem, ciągle wielu czytelników opowiadań po prostu nie lubi. Rozpisałam się już kiedyś na temat powszechnych mitów dotyczących tej formy literackiej, zatem dzisiaj oszczędzę wam lania wody na ten konkretny temat (ewentualnie możecie sobie kliknąć i przeczytać, co tez kilka lat temu urodziło się w MaRudnej łepetynie KLIK!). Nie będę też znów rozwodzić się nad tym, jak wiele opowiadania dla mnie znaczą, bo to też już chyba większość Kronikowych czytaczy wie. Zamiast zatem przeciągać w nieskończoność, przejdę (hipotetycznie…) do sedna.


Maszyny parowe i koniec świata, atomowa zagłada i sterowce, kryminał i przygoda, powaga i humor, wizjonerskie wizje i wirtuozerskie igranie z konwencjami – to wszystko, a także wiele innych elementów, które cenimy w opowieściach, znajdziecie w antologii Ostatni dzień pary II.

Na liczący ponad 700 stron zbiór składa się 37 opowiadań w konwencji steampunkowej i postapokaliptycznej. Część stanowią zwycięskie dzieła młodych adeptów pióra – wybrane spośród ponad 250 propozycji nadesłanych na konkurs – pozostałe natomiast to teksty najciekawszych twórców współczesnej polskiej fantastyki. Każde opowiadanie wzbogacone jest ilustracją wykonaną przez współpracujących z inicjatywą artystów.

Podobnie jak w przypadku pierwszego tomu, który ukazał się w 2013 roku, głównym celem publikacji jest promowanie młodych stażem autorek i autorów oraz popularyzowanie polskiej literatury wśród czytelników i fanów fantastyki.

Ostatni dzień pary II jest owocem wspólnej pracy autorów, ilustratorów, redaktorów i sympatyków, a w jego wydaniu uczestniczyła krakowska Fundacja „Historia Vita”.
(info i okołoparowe grafiki pochodzą z materiałów prasowych)

Czyli tak… oto mamy 700 stron, 37 opowiadań, dużo ilustracji i pięć okazji do narzekania. Tak dużo, że aż sama nie wiem od czego zacząć, zatem niech głos zabiorą tabelki i sortowanie alfabetyczne. Tak, spisałam wszelkie możliwe MaRudzenia i teraz nie ma zmiłuj: będę się znęcać.















I. Cena:
Fandomita to dziwny gatunek człowieka: jojczy taki cały czas, że a to książki drogie i nie stać go na kupowanie 20 pozycji miesięcznie, a to wydawcy/autorzy/dystrybutorzy/whatever zdzierają z niego ostatnią koszulę, w zamian oferując tylko kilkaset zadrukowanych kartek. Albo, o zgrozo, ebooka! Z drugiej strony wydawca/autor/dystrybutor/whatever jojczy, że GARDŁOSOBIEPODRZYNAM! sprzedając produkt za mniej niż milijon złotych monet. Obie strony poszkodowane, wszyscy zasmuceni i zaniepokojeni stanem czytelnictwa w Polsce, a tymczasem… gdy tylko fandomita słyszy o akcji „książka za zeta, ibuk za friko”, to zaczyna węszyć podstęp. Bo jakże to tak? Wydawanie opowiadań to nawet w „normalnych” wydawnictwach topienie pieniędzy, a tu dają za darmo? Ok, może tylko elektroniczną wersję, ale znów - jakże to tak? Jak oni zapłacą autorom? Grafikom? Ludziom od składu? Właścicielowi serwera?!? To musi być jakaś ściema, jakiś haczyk czekający na niczego się niespodziewającego fandomowego leszcza! Nie da się zrobić dobrej antologii za friko, to się po prostu w głowie nie mieści. I chociaż podejrzewam, że Ostatni Dzień Pary II na pewno nie został zrealizowany całkowicie bezfinansowo (info od organizatorów:  Ostatni Dzień Pary II na pewno nie został zrealizowany całkowicie bezfinansowo,- Wydrukowaliśmy egzemplerze dla autorów na to poszła kasa. Po za tym bezfinansowo :), to i tak: coś mi tutaj śmierdzi. I to nie groszem, moi mili, nie złotówką, ani tym bardziej nie workiem monet. Czuję mocny zapach INICJATYWY. I miłości do rodzimej fantastyki, podszytej odrobiną szaleństwa. Bo czasem budżet nie musi się spinać, czasem liczy się: „promowanie młodych stażem autorek i autorów oraz popularyzowanie polskiej literatury wśród czytelników i fanów fantastyki”.


II. Ilustracje:
Hmmm… dość szybko nadszedł czas na MISIE. Nie da się ich uniknąć (czy raczej unikać ich nie mam zamiaru, skoro wpychają swe pluszowe łapki między kolejne literki), ale alfabet sprawia, że jedyny MIŚ będzie misiem realnie zawiedzionym. Grafiki ilustrujące Ostatni Dzień Pary II nie powalają na kolana. Gwoli ścisłości: MNIE nie powalają na kolana, a to wszystko z jednego prostego względu: nie podoba MISIĘ taki sposób ilustrowania treści. Nie podoba MISIĘ, w większości przypadków, kreska jaką operują OPDowi graficy. To po prostu nie moja bajka i… nie moje MISIE. Chociaż, w sumie, ktoś mógłby zwrócić MISIOM uwagę na to, jak w pewien sposób ilustracje do Ostatniego… nawiązują do starych dobrych grafik zamieszczanych w starych antologiach. I chyba miałby odrobinę racji, ale cóż zrobić: plusz zwyciężył, obiektywizmu w tym punkcie nie znajdziecie za grosz. Ot, terroryzm pluszowej poprawności skażonej dziełami ulubionych współczesnych grafików.


III. Konkurs:
Kolejna zagwozdka dla fandomity: z informacji udostępnionych przez organizatorów całego zamieszania dowiadujemy się, że część tekstów zamieszczonych w Ostatnim Dniu Pary II to opowiadania wyróżnione spośród 250 próbek przesłanych przez różnych, mniej lub bardziej znanych w środowisku, młodych pisarzy. I tutaj słyszę w głowie ostrzegawczy brzęczyk: kto to oceniał? Kto decydował o tym, kogo do zaszczytnego grona oceniających zaliczyć? Czy można mieć pewność, że w naszym małym fantastycznym światku wybrano opowiadania naprawdę najlepsze? Przecież my się wszyscy znamy: spotykamy się na konwentach, wzajemnie komentujemy/recenzujemy/gnoimy swoje „twory literackie”. Jaką możemy mieć pewność, że wśród odrzuconych tekstów nie ma czegoś nadzwyczaj wybitnego, a odrzuconego ze względu na, chociażby, poglądy polityczne autora/oceniającego? Skąd możemy czerpać pewność, że oto tekst średni przebił się do antologii nie dlatego, że reszta była na poziomie najgorszych fanfików, a dlatego, że poszczególni oceniający nie chcieli zrobić przykrości wspólnemu znajomemu? I pal licho fakt, że tutaj nie szły jakieś wielkie gratyfikacje finansowe: jeśli mamy konkurs, w którym oceniający znają się ocenianymi, to MUSI przecież być w tym wszystkim jakaś ściema. Przecież w TYMKRAJU nigdy nie wygrywa się czegoś ze względu na jakość, a jedynie układy się liczą. Prawda? Prawda ?!?


IV. Objętość:
Tutaj to już przegięli: 700 stron? W ebooku? Klikania tyle, że do dzisiaj nie pozbyłam się odcisku na prawym kciuku, a czytanie trwało w nieskończoność. Normalnie ze dwie doby mi na tym zeszło! Jak można dawać ludziom książki zawierające w sobie takie horrendalne ilości ZZS? Dzisiaj sprzedają się dziełka krótkie, naładowane wykrzykiwanymi komunikatami, a najlepiej sprzedające się książki to takie, które nie wykraczają ponad 300 stron. Dzięki bogom wszelakim za ebooka: odcisk się zaleczy, ale czy wyobrażacie sobie w małej damskiej torebce potwora na 700 stron? I jak, pytam się was, pomysłodawcy całej tej farsy, jak?!? można skazywać autorów, zamieszczonych za magiczną granicą trzystu stron, na wieczne nieprzeczytanie? Czy wy, drodzy organizatorzy, zdajecie sobie sprawę z faktu, że wszelkie teksty w drugiej połowie publikacji najprawdopodobniej nie zostaną przeczytane przez randomowego czytelnika? Toż to za dużo literek, za dużo treści, zbyt wiele emocji… Tego się, karwasz twarz, nie robi…
V. Organizatorzy
Ci to w ogóle dziwni są: nie mają raczej swoich wielkich stoisk na Targach Książki, nie zarzucają nas fotkami na Insta i promocjami skorelowanymi z tygodniem skandynawskim w Lidlu ani, o zgrozo: nie zarabiają wspomnianych wcześniej milijonów na całym tym zamieszaniu. Jest jeszcze coś gorszego, coś wręcz strasznego: ci organizatorzy podobno zaliczają się do ludzi, którzy aktywnie działają, regionalnie i ogólnokrajowo, by promować fantastykę. Czasem dzięki temu zarobią na waciki, częściej poświęcają cały swój wolny czas, idiotycznie myśląc, że warto w naszą fantastykę inwestować mentalnie i finansowo. Jak nic totalni marzyciele i nieprzystosowane do życia jednostki. W mainstreamie znani pod pseudonimem „nerd”, ewentualnie „biedniejsza daleka rodzina tego kolesia od merca”. Ludzie, którzy totalnie bez sensu nakręcają fandomitów i zmuszają ich do rzeczy strasznych. I dają zły przykład dzieciom, bo za friko poświęcają się pasji i aktywizacji, wcale nie tak niewielkiej, grupy ludzi podobnie zakręconych. i to wszystko w  zaściankowej polandii. I oni wydali antologię? Koniec świata, wstyd, sromota i cokolwiek tylko sobie dopiszecie.
















VI. Zły przykład
Tak, moi drodzy: Ostatni dzień pary II daje wszystkim zły przykład. Pokazuje, że pasja, miłość do fantastyki i odrobina szaleństwa może przynieść coś dobrego, i to pomimo spadającego czytelnictwa i spychania fantastyki na półki z romansami dla nastolatek. Nie twierdzę, że cała antologia jest wybitna, bo jeszcze takowej nie spotkałam i pewnie w życiu nie spotkam. Ilu autorów, tyle różnych wrażliwości, a przecież nie każda musi akurat wpasować się konkretnie w wrażliwość potencjalnego czytelnika. Ostatni dzień pary II zawiera zatem kilka opowiadań, które przeczytałam i zaraz zapomniałam, ewentualnie doszłam do wniosku, że dany utwór zdecydowanie powinien poleżeć jeszcze w szufladzie i być odrobinę doszlifowany. W większości jednak wszystko to, co przeczytamy w ODP II prezentuje poziom dobry lub bardzo dobry. Tyle pomysłów, tyle światów, tylu bohaterów… Jest nadzieja, moi drodzy, jest światełko w tunelu. Mam nadzieję, że z tą publikacją będzie chociaż trochę tak, jak z starym dobrym „Nowe idzie” Powergraphu, że za kilka lat ci współcześni młodzi pisarze, nie wszyscy, ale chociaż kilkoro, będą mogli pochwalić się kilkoma książkami i kto wie, może nawet jakimiś nagrodami?

Z swojej strony gratuluję ekipie odpowiedzialnej za Ostatni Dzień Pary II: zrobiliście kawał dobrej roboty, zatem dalej dawajcie zły przykład tym, którzy twierdzą, że się nie da. I oby jak najwięcej takich złych przykładów. Przyklasnę zawsze i wszędzie. Bo da się i dobrze, gdy SIĘ DZIEJE. Oby tak dalej!

A cały zbiorek ściągnąć można za darmo TUTAJ. Na razie tylko PDF, ale niedługo powinny pojawić się bardziej przyjazne czytnikom formaty.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)