21 cze 2017

Czyżby w końcu udane współczesne postapo?


Nie przepadam za współczesnym postapo. Jakoś tak się ostatnimi czasy złożyło, że gatunek ten zyskał sporą popularność: postapo ludzie czytają, a co za tym idzie: postapo jest przez ludzi pisane. Oczywiście można by się nad tym tematem pochylić głębiej i zacząć zastanawiać się skąd taka a nie inna moda, ale zdecydowanie nie czas ku temu i miejsce. Poza tym, za takowe analizy lepiej brać się, mając odhaczone wszelkie dawne mody plus świadomość tego, jak współczesna sytuacja geopolityczna wpływa zarówno na autorów, jak i czytelników. Jakiekolwiek by nie były przyczyny mody na postapo, jedno jest pewne: wysyp powieści o świecie po końcu świata niekoniecznie oznaczać musi pojawienie się dobrego postapo. Pokusiłabym się nawet o twierdzenie, że obecnie o znośną jakościowo literaturę postapokaliptyczną jest chyba trudniej niż kiedykolwiek. A gdy jeszcze za temat zabierają się ludzie młodzi… wiecie, jak jest: dobrych debiutów powieściowych jest niewiele, zatem gdy mam do czynienia z lekturą podwójnie obciążoną ryzykiem porażki raczej decyduję się na powrót do klasyków.

8 cze 2017

Prawie sprawozdanie, czyli o "Bestii najgorszej" Michała Cetnarowskiego słów kilka.


Przy okazji opublikowania tekstu o trzecim tomie Głębi mój największy i najwierniejszy fan stwierdził, że pisząc o książkach ciągle narzekam. I to nawet nie tyle narzekam na kiepską literaturę (bo tej od dawna prawie zawsze udaje mi się unikać), co narzekam na całą otoczkę z związaną z pisaniem o fantastyce. Na to, jak czasem ciężko jest przeskoczyć z jednej mentalności w drugą, jak trudno zacząć na nowo widzieć drugie czy trzecie dno. Lub na to, jak nie bawić się w szukanie głębi, a po prostu dobrze się bawić. albo na to, że pisanie o jakiejś książce jest dla mnie wyzwaniem. Z powodów, które są różne w zależności od tego, jakież to dzieło przychodzi mi omawiać.
Początkowo miałam zamiar się oburzyć, bo przecież jakże to?!? Przecież już nawet nie pamiętam, kiedy na łamach Kronik Nomady pojawił się tekst o książce, która by mnie w jakiś szczególny sposób zawiodła. Czyli chwalę, tak? Owszem, zdarza mi się wskazać, co w chwalonej pozycji mi nie zagrało, ale cóż poradzić – już dawno nie trafiłam na dzieło absolutne. Im więcej czytam, tym mniej pozycji zachwyca mnie w sposób totalny.

2 cze 2017

Konwenty, patronat i tymczasowe logo, czyli wpis informacyjny.

Początkowo miał to być tylko status na Facebooku, ale ponieważ troszkę się rozrósł, a i na fb wszystko strasznie szybko znika, wrzucam temat na bloga. Od odrobiny chwalipięctwa jeszcze żadne Kroniki nie umarły, a że chwalę się kwestiami związanymi z fantastyką i moim o fantastyce MaRudzeniu, to tym bardziej chcę się podzielić radością.
Zacznę od tego, że Kroniki Nomady doczekały się tymczasowego logo. Do tej pory nazwie bloga towarzyszyła pewna zaczytana ruda w glanach (ta, którą jeszcze przez jakiś czas widzicie na bannerze). I jak uwielbiam tę grafikę ponad wszystko, tak nadeszła wiekopomna chwila, i okazało się, że bez logo ani rusz. Ponieważ moje zdolności w grafice komputerowej ograniczają się do sprawnego screenowania błędów z konsoli i, ewentualnie, nieudolnemu kadrowaniu zdjęć, o autorskim projekcie mogłam zapomnieć. Z drugiej strony na zlecenie tematu profesjonalnemu grafikowi jeszcze nie mogę sobie pozwolić, zaprzyjaźnionych jakoś nie mam serca o „przysługę” prosić (bo to w sumie takie troszkę bucowate by było, zwłaszcza gdy się wie na czym tak naprawdę polega ta praca) … to i temat tak sobie czekał i czekał, aż słowo stało się ciałem i trzeba było wysłać pewnej drukarni okładkę pewnej książki. I tak powstało takie o coś: