21 mar 2013

Kontratak, Michaił Achmanow


Tytuł: Kontratak
Autor: Michaił Achmanow
Cykl wydawniczy: Przybysze z ciemności, tom 2
Wydawnictwo: Almaz
Data wydania: 15.02.2013
Ilość stron: 208
Moja ocena: 4.5/6


Dramatyczne wydarzenia, nawet okupione śmiercią milionów ludzi, niosą czasem z sobą jakieś pozytywne zmiany. Czy może raczej: ludzkość ma to do siebie, że z każdej podbramkowej sytuacji potrafi wyciągnąć jakieś wnioski. Nie inaczej stało się po mającej miejsce 40 lat temu inwazji bino faata: mimo olbrzymich zniszczeń i niewyobrażalnej liczbie zabitych ziemianie otrzymali coś w zamian: technologię pozwalającą prawdziwie „dotknąć gwiazd”, broń, dzięki której będzie można wziąć odwet na powszechnie znienawidzonych obcych i wiedzę o innych, zamieszkujących wszechświat rasach. Kontakt z bino faata okazał się bowiem kamykiem, który poruszył lawinę: kosmos przestał być zimnym i martwym miejscem, coraz to nowe rasy zaczęły się pojawiać w zasięgu wzroku starej matuszki Ziemi.

Jednak nie wszystko wygląda aż tak kolorowo, jak to by się wydawało na pierwszy rzut oka. Przede wszystkim: prócz garstki wtajemniczonych nikt tak naprawdę nie wie o realnym przebiegu inwazji: ze względów bezpieczeństwa (załóżmy, że ogólnonarodowego…) opinia publiczna zna tylko część prawdy. Powszechnie wiadomo, że bino faata przybyli i zostali zniszczeni dzięki umiejętnościom ziemskiej floty kosmicznej. Fakty dotyczące ciąży Abigail McNeal zostały nagięte do ogólnie przyjętej dyrektywy, a dane o tajemniczym zmiennokształtnym Günterze Fossie i ocalałej kobiecie faata Io całkowicie utajnione. Po czterdziestu latach od tamtych wydarzeń Ziemia jest gotowa podjąć próbę odwetu na binokach, a do wykonania tego zadania wyznaczony zostaje dorosły już Paul Corcoran, jedyne dziecko poczęte na statku faata i łączące w sobie cechy obu ras. Jako komandor dowodzący statkiem Komodor Litwin wyrusza wraz z kilkoma innymi statkami na skraj ramienia galaktyki, gdzie spodziewa się kontaktu z bino faata. Prócz kompetentnej załogi na Litwinie znajduje się również Klaus Sybel: wysłannik ZSK, przyjaciel Paula i jego swego rodzaju mentor. To właśnie wokół tych dwóch osobników toczy się akcja książki, i to oni odegrają w niej największą rolę.

Zaznaczyć należy bowiem jeden fakt: w Kontrataku znajdziemy zdecydowanie mniej kosmicznych potyczek, a przez lwią część fabuły będziemy świadkami dwóch rzeczy: przygotowań do kontrataku i pogłębiania faatańskiej natury Paula, z zdecydowanym naciskiem na to drugie. Co zasługuje na uwagę: Achmanow, choć pozornie zrezygnował z postaci wiodących prym w pierwszym tomie, to dzięki ciekawie skonstruowanemu prologu i przytaczanym przez całą powieść wspomnieniom Paula otrzymujemy dość dużą dawkę informacji o losach poprzednich bohaterów. Dzięki temu różnica 40 lat, jakie dzielą wydarzenia w obu tomach, nie jest dla czytelnika uciążliwa. Co więcej: autor po mistrzowsku wzbudza zainteresowanie czytelnika napotykanymi obcymi rasami, udzielając tylko takich informacji, jakie sam uznał za stosowne. Można wysnuć przypuszczenie, że niektóre z nich odegrają większą rolę w kolejnych częściach cyklu, być może jako sprzymierzeńcy w starciach z bino faata lub zgoła odwrotnie: jako kolejni agresorzy.

Przypuszczenia, domysły: to towarzyszy nam podczas lektury Kontrataku, jednakże dla uważniejszych czytelników pewne wątki i zagadki niemal od samego początku okażą się łatwe do rozwiązania. Zwłaszcza, jeśli chodziło będzie o naszych głównych bohaterów: pakiet informacji, jakie serwuje nam Achmanow pozwala szybko ich rozgryźć i tak naprawdę często miast być zaskoczonym potwierdzamy tylko swoje przypuszczenia. Nie oznacza to jednak przesadnej przewidywalności lektury: strzępki wiedzy, udostępnianej przez Sybela czy Paula (w przypadku tego drugiego wręcz uczymy się razem z nim) są przyjemnym wprowadzeniem do zamieszkanego wszechświata. Plusem jest również stonowana akcja: jak już zostało wspomniane wcześniej, mamy tutaj do czynienia nie z czystym kontratakiem, a przygotowaniami do niego. I choć może to trochę zniechęcić fanów spektakularnych bitw w przestrzeni kosmicznej, to takie prowadzenie fabuły ma swoje mocne strony. Czytelnik z niesłabnącym zainteresowaniem przerzuca kolejne strony, obecne jest napięcie typowe dla chwil tuż przed bitwą, a umiejętne dawkowanie napięcia to klucz do stworzenia wciągającej książki.

Kontratak, mimo wyraźnych różnic, niczym nie ustępuje Inwazji. Książka napisana została w innym duchu, stanowiąc swoiste preludium do wydarzeń, jakie dane nam będzie śledzić w trzecim tomie cyklu. Najprawdopodobniej zapowiada się on bardzo ciekawie: jest szansa na głębsze poznanie natury przybyszów z ciemności i kto wie, może i na trochę więcej porządnej kosmicznej jatki? O tym przekonamy się jednak dopiero za jakiś czas, a snucie domysłów niekoniecznie może się sprawdzić, gdyż Achmanow pokazał nam już, że potrafi zaskoczyć chociażby całkowitą zmianą głównej obsady. Jedno jest pewne: Przybysze z ciemności to cykl, na którego kontynuację warto czekać, a tych, którzy go jeszcze nie znają zachęcam do rozpoczęcia przygody z Achmanowem.
 
Cykl Przybysze z ciemności znajdziecie na stronie wydawnictwa:

26 komentarzy:

  1. Czekałem na tę recenzję :-) Jutro wybieram się do empiku, mam nadzieję, że tam kupie tę książke, w ogóle Almaz jest fenomenalny :-))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS. Część pierwszą też zamierzam upolować :-)

      Usuń
    2. :) nic bardziej nie cieszy recenzenta niż takie właśnie słowa :)
      Poluj, poluj :D

      Usuń
  2. Dzięki tej recenzji przypomniało mi się, że zapomniałem wrzucić na bloga swoją. :D

    Jak dla mnie właśnie drugi tom trochę "Inwazji" ustępuje. Rozczarowany jestem nieco zbyt szybkim pozbyciem się Litwina, w większości mało interesującymi bohaterami i prosta fabuła. jednak mimo tych wad, książkę czyta się dobrze. Mam tylko nadzieje, że w kolejnych tomach autor wróci do formy zaprezentowanej w "Inwazji".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie zauważyłam, że wrzuciłeś recenzję :)
      Przyznam szczerze, że podczas czytania "Kontrataku" po raz pierwszy od dawna naprawdę odczuwałam realne zainteresowanie i emocje. Może ze względu na mniej wartką akcję bardziej do mnie przemówiła warstwa domysłów. Przykładowo: długo się zastanawiałam, czy przypadkiem w razie kontaktu z bino faata Paul nie przejdzie na ich stronę, czy nie odezwie się w nim jakaś genetyczna lojalność. Podobało mi się też to, że mimo swoich "nadprzyrodzonych" mocy Corcoran wcale nie ma lekko, zarówno w kontaktach z ludźmi, jak i z faata.

      Usuń
    2. Tak, Corcoran to jeden z tych bohaterów, którzy zostali wykreowani naprawdę dobrze. Mimo to podtrzymuję moją opinię, że jest tu wiele postaci zupełnie niewykorzystanych. Autor ma jednak 8 kolejnych części na poprawę pod tym względem, to rokuje optymistycznie. :)
      Ale jakby nie patrzeć, czyta się szybciutko i naprawdę dobrze. Kolejna dobra pozycja od Almazu.

      Usuń
    3. Coś mi się wydaje, że będziemy musieli się do tego przyzwyczaić, Achmanow nie gustuje chyba w bohaterach zbiorowych. Tylko że dla mnie to akurat żaden problem ;DD
      Przyznam szczerze, że jak do tej pory nie zawiodłam się na Almazie, na każdą ich ksiązkę czekam z niecierpliwością. I za każdym razem oferują mi coś nowego ("Opowieści praskie" do tej pory siedzą mi w głowie) :)

      Usuń
    4. Z tym Almazem to się zgodzę. Nie czytałem co prawda wszystkiego, ale te, z którymi miałem styczność, stoją na wysokim poziomie. Jak mi zejdzie kolejka do czytania, jedną z książek, które chcę przeczytać w pierwszej kolejności jest na ten przykład Drukarczyk z pierwszego numeru SF. Także dzięki dobrej ocenie u Ciebie. ;)

      Usuń
    5. Polecam nadrobić jak najszybciej: chłopaki wydają w miarę regularnie, za jakiś rok zaległości tak Ci urosną, że aż strach będzie patrzeć na półki :PP

      Drukarczyk wielce przypadł mi do gustu, bo i naturalne to to było, i nieco zagmatwane (a tak przynajmniej odbieram to teraz ;p)

      Usuń
    6. Drukarczyka przeczytam raczej prędzej niż później. Swego czasu autor mnie kupił swoim "Zabijcie Odkupiciela". Aż żal, że później walała się ta książka po tych wszystkich "tanich koszykach".

      Usuń
  3. Hmmm chyba czuję się zachęcona do zapoznania się z tą serią :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapoznaj się nie tylko z serią, ale i z całą ofertą wydawnictwa. Serio serio: oferują space opery, które nie odrzucają laików, a i fanów zadowolą :PP

      Usuń
  4. z tego co piszesz, to przychodzi mi na myśl skojarzenie z... Enderem ;-). Tam również była najpierw walka obronna, później kontratak, ale sam kontratak (i zwycięstwo z robalami) znalazły się w cieniu aspektów psychologicznych obu gatunków ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem to jednak nie ten kaliber co znakomita "Gra Endera". ;)

      Usuń
    2. Fakt, u Carda jest zdecydowanie więcej sentymentalizmu i moralizatorstwa :PP

      Usuń
    3. Mówisz, jakby "Ender" nie był lepszy, a to zakrawa na herezję. ;p

      Usuń
    4. Ender był jedyny w swoim rodzaju - nie znam jeszcze Kontrataku z osobistego kontaktu, ale mimo wypatrzonej zbieżności, raczej bym nie zestawiał obu pozycji. U Carda faktycznie dużo jest moralizatorstwa. Widać to zwłaszcza w cyklu Homecoming: bardzo mocno skoncentrowanym na psychologii postaci, na głębokich korzeniach kulturowych itd itp. Card uprawia science fiction w sposób cokolwiek przewrotny ;-)

      Usuń
    5. Marek jest lepszy, po prostu Card 'dla dorosłych" zaczyna mnie nużyć. Albo jego kolejne powieści (zwłaszcza kolejne tomy Alvina) są gorsze niż pierwsze tomy, albo ze mną jest coś nie tak. Faktem jest, że z Endera czytałam całe dwie książki, "Ksenocydu" nie umiem dorwać, a kupić nie kupię póki Diuny nie skompletuję :P
      A tak odnośnie herezji: możesz już szykować stos, rudzielce do stosów są przyzwyczajone :PP

      Onibe Ender na pewno nadaje się na początek przygody z s-f, pozostałe jego książki sprawiają jakąś radochę, ale nużą na dłuższą metę. Jak wspomniałam wyżej: owa opinia wynika z faktu, że ALvina przeczytałam więcej niż Endera (a Alvin mimo wszystko wpisuje się w s-f).
      Pobocznych enderowych książek jakoś nie chce mi się czytać, ciągle pojawia mi się przed oczami fraza 'odcinanie kuponów" :PP

      Usuń
    6. Mówiąc "póki Diuny nie skompletuję" masz na myśli sześcioksiąg, czy wszystko łącznie z dopiskami? Powiem tyle, że ja mam w tej drugiej opcji i wygląda to na półce wprost pięknie. Nie, żebym kusił... ;)

      Z "Enderem" mam póki co podobnie, dwa pierwsze tomy przeczytane, a "Ksenocyd" czeka na półce, dokupiłem też ostatnio prequel. Zobaczymy jak to będzie dalej...

      Usuń
    7. Jak na razie zbieram sześcioksiąg, nad resztą zastanowię się później: musiałabym przeczytać jedną z kontynuacji by się przekonać, czy warto wydawać niemałe w końcu pieniądze na coś, co ewentualnie będzie jedynie fajnie na półce wyglądało :PPP

      Usuń
  5. Mam ostatnio bzika na punkcie sci - fi, właśnie "męczę" Planetę Spisek Carda

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam kiedy fantastykę piszą Rosjanie. A jak są to rosyjscy fizycy to pozycja staje się z miejsca musthavem. Zachęciłaś mnie, chociaż ze space operami było mi ostatnio nie po drodze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. space opery bywają różne. Diuna też w końcu space operą jest, a jednak... nią nie jest :PP

      Spróbuj Achmanowa, spróbuj tego, co Almaz oferuje. Jest przyjemnie i ciekawie, :D

      Usuń
  7. Hej :-) Nominowałam Cię do "nagrody" Liebster Award.
    Mam nadzieję,że nie masz mi tego za złe.
    Szczegóły: http://ivka86.blogspot.com/2013/03/liebster-award.html
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)