23 wrz 2011

Nik Pierumow - "Tern"

"Tern" Nika Pierumowa to moje pierwsze spotkanie z tym rosyjskim pisarzem. Jego nazwisko obiło mi się o uszy podczas rozmowy o Tolkienie, ale jeszcze nie miałam okazji czytać trylogii "Pierścienia Mroku", ale mam to w planach.
Wracając jednak do "Terna"....

Tern to imię głównego bohatera, dhussa, który twierdzi że wcale dhussem nie jest. Poznajemy go w momencie gdy staje on na drodze sidchy Neiss, która z kolei uciekła Gończej Nekropolis Stein. Obie panie mają wobec siebie mordercze zapędy, ale Ternowi dzięki swoistemu urokowi osobistemu (a także zdolnościom magiczno-bojowym) udaje się je zaciągnąć do jednej drużyny. W międzyczasie do trójki dołącza demon Krojon i alchemik Ksarbirus. W ramach wyjaśnienia: sidcha to swoistego rodzaju elf, Gończa to morderca na zlecenie napędzany mrocznymi eliksirami  Nekropolis, demon jest poetą, malarzem i artystą o czasem nieco zbyt dużych zapędach krasomówczych, a alchemik jak to alchemik - jest przemądrzały i zawsze pewien swoich racji.


Tych jakże różnych (ale przyznajcie sami, że trochę szablonowych bohaterów) łączy nasz tytułowy bohater, o którym tak naprawdę przez całą lekturę dowiadujemy się bardzo niewiele. Jest on zagadką nie tylko dla czytelnika, ale także dla swoich towarzyszy podróży, jego umiejętności zadziwiają nawet uczonego Ksarbirusa. Jedno tyko jest pewne Tern chce zatrzymać Zgniliznę, przekleństwo które dziesiątkuje ludność Świata Siedmiu Zwierząt i nikt nie wie, skąd się ona wzięła. 

Pierumow stworzył bardzo ciekawy i dopracowany świat oparty na klasycznych zasadach fantasy: mamy tutaj rasy zbliżone do znanych nam trolli, elfów, mamy władców śmierci w Nekropolis, mamy bramy do innych wymiarów, mamy też stare bóstwa które odeszły i zostały zastąpione przez nowe. Mimo że elementy te są znane nam dobrze Nik przedstawia je nam w swój własny, szczegółowy sposób, splata sprawnie wątki i nie szczędzi magii w całej historii.

Mimo to książka ta bywa czasem nieco zbyt.. klasyczna. Podczas czytania czułam się tak, jakbym brała udział w sesji rpg opartej na questach mających na celu doprowadzenie nas do zakończenia misji. I choć przygody grupy bohaterów nie są nudne, to gdzieś w połowie lektury męczyć zaczynała mnie tendencja "wędrówka-bitwa-wędrówka"... Pierumow chwilami sili się też na elementy humorystyczne, ale i to mnie jakoś nie "chwyciło" - poczciwy demon jest motywem może nieoklepanym, ale dość przewidywalnym.

I ostatnia rzecz którą mogę zarzucić "Ternowi" to nierozwiązane zagadki - cały czas czekałam, aż autor choć trochę uchyli płaszcz tajemniczości, jakim owiany jest tytułowy bohater, ale niestety mój głód informacji nie został zaspokojony. Wiem, że w pierwszej części większej serii nie można od razu ujawniać wszystkiego (jak to na przykład robił Paolini w swoich książkach), ale litość boską! Przecież w powieści liczącej pięćset stron nie można cały czas zwodzić czytelnika, bo co mniej wytrwały może później nie sięgnąć po część następną. Ja sięgnę na pewno, zainteresowała mnie ta historia i ten świat, i mam też nadzieję że w drugim tomie dowiem się czegoś więcej o "czcigodnym dhussie" :)

Jeszcze tylko małe słówko na temat wydania: okładka jest magiczna, choć nijak się ma do treści. Ilość stron natomiast powodowała, że bałam się bardziej rozchylić stronice, by nie dopuścić do rozerwania książki. Trafiło się też kilka literówek, ale te na szczęście nie były jakoś szczególnie rażące.

Podsumowując: książkę jak najbardziej polecam wytrwałym czytelnikom lubującym się w tajemnicach, rozbudowanych światach i klasycznym fantasy. 

Za możliwość przeczytania tej książki dziękuję Pablo - paczka "pożyczajka" już niedługo do Ciebie wróci :)

Moja ocena: 4/6

9 komentarzy:

  1. Ja nie czytałem ani Ternu ani Aliedory, ale myślę, że się nie dowiesz ^^ O ile Tern można nazwać powieścią całkiem dobrą, o tyle Aliedora jest słaba, albo wręcz bardzo słaba. To jednak nie moje zdanie, a opinia wyrobiona na podstawie czytanych recenzji. Aliedora pozostawia poznanych w Ternie bohaterów i wprowadza tytułową Aliedore, której losy śledzimy przez większość książki, a gdzieś tam hen pod koniec spotyka się ona z poznaną w Ternie grupką i... koniec drugiego tomu.

    Mnie osobiście zniechęciły słabe oceny drugiego tomu i nie zamierzam sięgać po dzieło Pierumowa. Może w przyszłości gdy okaże się, że kolejne tomy powrócą do poziomu Ternu zdecyduję, że warto przez cykl przebrnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. @Harashiken - no to się teraz leciutko załamałam :P Jedynym wyjściem jest poczekać z dwa miesiące i dopiero wtedy zacząć szukać "Aliedorę" - w tym czasie zdążę nieco zapomnieć, wciągnąć się w inne światy itp więc może brak odpowiedzi na pytania z pierwszej części nie będą mnie tak razić?

    OdpowiedzUsuń
  3. Co złego to nie ja! Przynajmniej dzięki mnie jesteś przygotowana na szok, a i śpieszyć się nie będziesz i przeczytasz coś lepszego w tym czasie :)

    Noo to dobry pomysł, u mnie działa. Po skończeniu Endymiona miałem od razu chęć rzucenia się na Triumf, ale wiedziałem, że na dobre mi to nie wyjdzie, ani bym bardziej Triumfowi więc złapałem za coś innego i teraz spokojnie mogę go odwlekać ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie czytałam tej ksiązki, choć słyszałam o niej już wcześniej. Nigdy mnie do niej specjalnie nie ciągnęło. I po Twojej recenzji nie zmieniam zdania- ominę lekturę, bo nie lubię gdy autor nie wyjasnia zagadek.

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę Cię rozczarować - w drugim tomie nie dowiesz prawie niczego nowego o Ternie. Jak wspomniał Harashiken pojawia się on dopiero pod sam koniec nudnej, dziecinnej i po prostu słabej książki. Mimo to, chyba dam szansę trzeciej części - kto wie, może będzie lepiej.

    Zwróciłam na nią uwagę właśnie dzięki cudownej okładce. Dosłownie mnie zaczarowała. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. @Harashiken - na szczęście mam wieeele innych zaplanowanych pozycji więc nudzić się nie będę :)

    @Dominika Anna - wiadomo, po co się bez potrzeby denerwować :)

    OdpowiedzUsuń
  7. @Aleksandra - W końcu sama historia jest po prostu czarująca a świat nader ciekawy, więc chyba skupię się na wędrówce i przyzwyczaję do nierozwiązanych zagadek :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam już kilka recenzji tej książki i niestety (a może stety?) wszystkie mają podobny wydźwięk. Okładka nijak ma się do treści, a nie oszukujmy się - ona na pewno wielu kusi, bo jest piękna. Sama nie oceniam książek po szacie graficznej, ale jeśli ta jest dobra to nie ma siły by nie zwrócić na nią uwagi i nie skomentować jej. Cóż, zostawiam tę lekturę na duuużo później.

    OdpowiedzUsuń
  9. @Ewa - Jedynym co łączy okładkę z treścią jest to, że i jedno i drugie ma w sobie duuużo magii :)

    OdpowiedzUsuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)