Ostatnio niewiele mam czasu na flejmy. Jeśli na takowy trafię, to obserwuję go raczej ze spokojem, tudzież z świadomością, że wdanie się w jakąkolwiek dłuższą dyskusję jest ponad moje siły. Nic zatem nie zwiastowało tego, że jedna z facebookowych dyskusji uruchomi we mnie takie poziomy wk…urzenia, że aż będę musiała wam trochę pomaRudzić.
Do sedna. Na fanpagu Spisku Pisarzy pojawiło się zapytanie, czy „pożyczanie książek jest w porządku”. Nim zajrzałam w komentarze myślałam, że będzie to kolejna jałowa dyskusja o „pożyczaniu” ebooków i pożyczaniu przez prywatne osoby konkretnych książek. Ale, uwaga, nie! W tej dyskusji największe cięgi, ku mojemu zdziwieniu, otrzymały biblioteki. Nie piraci, nie blogerzy sprzedający egzemplarze recenzenckie, nie rynek wtórny, a właśnie biblioteki. Sytuacji kuriozalna i pokazująca, jak bardzo niektórzy z współczesnych mniej lub bardziej poczytnych pisarzy jest zapatrzonych tylko i wyłącznie w swój zysk, całkowicie pomijając przy tym element najistotniejszy, czyli swojego czytelnika. Czy tez raczej: według niektórych prawdziwym czytelnikiem jest jedynie ten, który książkę kupił, najlepiej w cenie okładkowej, bez wydawniczych czy sklepowych zniżek, a już gdyby kupił z pięć egzemplarzy „na zapas” to zyskałby miano uberczytelnika… Rozumiem, że w naszym niewielkim kraju niezmiernie ciężko utrzymać się tylko z pisania książek. Na poletku fantastycznym jeszcze trudniej, o czym świadczyć może chociażby niedawny apel Marcina Przybyłka , ale, na bogów, nie popadajmy w skrajności!
Korzystanie z kultury jest nieprzyzwoicie kosztowne: zdecydowana większość społeczeństwa nie może sobie pozwolić na wypady do opery czy teatru, zarówno ze względów finansowych jak i bardziej prozaiczną sprawę, czyli miejsce zamieszkania (co w sumie i tak sprowadza się do tematu kasy). Z kupowaniem książek też nie jest kolorowo: dwie nowe książki plus koszty wysyłki to często niemal sto złotych, a przy zarobkach oscylujących wokół najniższej krajowej nie ma takiej opcji, by „stówę” ot tak wydać. Czy to oznacza, że ktoś uboższy, że taki dzieciak z biedniejszej rodziny ma nigdy nie przeczytać książki popularnego autora tylko i wyłącznie dlatego, że go nie stać na zakup? Tak, wiem, w tym momencie przytaczam argumenty, jakich często używają osoby piracące różne treści, ale tym razem piracenie zostawmy (z resztą moje stanowisko w sprawie ściągania różnych rzeczy jest raczej powszechnie znane i zapewne nieprędko się zmieni), bo wspomniany post na spisku pisarzy najzwyczajniej w świecie jest przejawem totalnej głupoty i braku wrażliwości.
Nie możemy dopuścić do sytuacji, w której jedynie ludzie dobrze sytuowani będą mogli korzystać z dobrodziejstw kultury. I tak bardzo często osoby biedniejsze czują się odcięte od szeroko pojętej sztuki i dopiero zmiana statusu materialnego pozwala na nadgonienie pewnych zaległości. By nie szukać daleko: jeszcze kilka lat temu sama mogłam poszczycić się jedynie TAKĄ biblioteczką. I chociaż od dwóch lat spokojnie mogę sobie pozwolić co miesiąc na jakąś nową książkę, to nadal sama możliwość zakupu pożądanej pozycji jest dla mnie czymś niesamowitym. I tak się tylko zastanawiam: gdyby biblioteki rzeczywiście pobierały opłaty za każdą wypożyczoną książkę, to czy teraz przypadkiem nie byłabym jedną z tych pustych lal zakochujących się w bohaterach Trudnych Spraw? I jak wielu zdolnych, młodych, ale niezbyt bogatych ludzi, mieszkających tam, gdzie diabeł mówi dobranoc, zostałoby odciętych od wielu opcji rozwoju? Ok, powiecie, że w dobie Internetu WSZYSTKO można znaleźć w sieci, ale przecież nie chcemy wychowywać dzieciaków w przeświadczeniu, że kradzież jest jedynym sposobem na zdobywanie informacji, prawda? I dlaczego interesowni aŁtorzy całkowicie zapominają o fakcie, że w mniejszych ośrodkach miejskich biblioteki często bywają jedynymi miejscami, w których ludność ma szansę na kontakt z jakąkolwiek kulturą? Że biblioteki przecież KUPUJĄ książki, pomagają ambitniejszym dzieciakom w szukaniu nowych światów, organizują przeróżne akcje REALNIE promujące czytelnictwo (o akcji źle zrobionej napisał ostatnio Qbuś, polecam)? Że, w końcu: miłość do literatury nie rodzi się sama, za to często ma swój początek właśnie w bibliotece?
Wiecie co jest najzabawniejsze? Rozmawiałam na temat tego paskudnego wpisu z dwoma autorami piszącymi naprawdę dobre książki i obaj przyznali mi rację, że postawa prezentowana przez komentujących na Spisku jest co najmniej bezsensowna. Czyli wyssane z palca żądania najwidoczniej mają tylko ci pisarze, u których znajdziemy więcej samozachwytu niż talentu… I tym pozytywnym akcentem zakończę dzisiejsze marudzenie, które jest raczej swoistym wyrzuceniem z siebie irytacji niż przyczynkiem do dyskusji. Z idiotami nie wygramy, ale nigdy nie zgodzę się na elitaryzowanie dostępu do kultury tylko i wyłącznie przez pryzmat zasobności portfela. Nie tędy droga, kochani.
What is the difference between casino games and slots?
OdpowiedzUsuńSlot games wooricasinos.info are poormansguidetocasinogambling.com the most popular types of casino games, and https://febcasino.com/review/merit-casino/ the majority are slots. and the most kadangpintar commonly goyangfc.com played slot games.