18 cze 2013

Adamantowy miecz, Dominik Sokołowski


Tytuł: Adamantowy miecz
Autor: Dominik Sokołowski
Cykl Wydawniczy: Kroniki Arkadyjskie, t.2
Wydawnictwo: Rebis
Data wydania: 21. 05. 2013
Ilość stron: 384
Moja ocena: 2/6

W naszej rzeczywistości czas jest towarem deficytowym. Wszyscy gdzieś się spieszymy, gonią nas terminy, gonią nas pracodawcy, goni nas samo życie. Nie jest łatwo łączyć pracę, szare życie i pasję, zwłaszcza, gdy wszystkie one obracają się wokół różnych materii. Jeśli jesteś pasjonatem dobrej literatury, jednocześnie będąc normalnym, zapracowanym człowiekiem, zazwyczaj nad wyraz ostrożnie wybierasz swoje lektury, które, jakby na to nie patrzeć, w jakiś sposób pochłaniają twoje wolne chwile. Oczywiście musi minąć (znów!) trochę czasu, nim twoja czytelnicza intuicja pozwoli ci na odsianie ziarna od plew. Blurby zachęcają, znane nazwiska polecają, a internetowi recenzenci zachwalają. Jak tu nie sięgnąć po ten apetycznie zapowiadający się kąsek? Czasem okazuje się, że wymienione źródła wiedzy o książce okazują się nieobiektywne, porzucasz lekturę już po kilkudziesięciu stronach, bo szanujesz swój czas. I, w sumie, biorąc pod uwagę prawa rządzące marketingiem i marzenia autorów/wydawnictw o wielotysięcznych sprzedażach, wtedy nawet możesz sobie wybaczyć chwilowe zaćmienie i łatwowierność. Co jednak myśleć czy to o autorze, czy o jego odbiorcy w sytuacji, gdy pierwszy tom jakiejś serii rozbudza twój apetyt, podoba się mimo pewnych klasycznych dla debiutantów niedociągnięć i spodziewasz się czegoś lepszego po tomie drugim? Przecież każdy się rozwija, lub rozwijać się powinien, bez względu, kogo by to dotyczyło. Autor, czytelnik, recenzent… Jeśli jeden z nich pozostaje w tyle, lub przeciwnie: zbytnio wychodzi na prowadzenie, to „wiedz, że coś się dzieje”.


Od wydania „Kwiatu paproci”, pierwszej odsłony Kronik Arkadyjskich, minął prawie rok i choć w związku z małym rozrzutem czasowym (jaki spotkać możemy w przypadku niektórych serii wydawniczych) zwykły czytelnik raczej nie powinien się spodziewać spektakularnych zmian w stylu pisarza, jest jeszcze druga strona medalu. Przez rok zagorzały i pragnący rozwoju czytelnik jest w stanie przeczytać kilkadziesiąt pozycji, które w większym lub mniejszym stopniu wpływają zarówno na jego „gust”, jak i po prostu stopień zrozumienia czy weryfikowania czytanej literatury. Oczywiście, mało kto tak szybko przejdzie od opowieści o Tomku Wilmowskim do herbertowskiej Diuny i zrozumie wyższość tej drugiej pozycji nad książką z czasów, gdy pożeracz liter jeszcze pacholęciem był. Chodzi tutaj o coś mniej drastycznego, ale jednak zauważalnego, czyli wykształcone niemal mimowolnie uczulenie na nudę i na,mówiąc eufemistycznie, „niewykorzystany potencjał”.

Skąd ten przydługi wstęp? Stąd, że czuję się oszukana, zarówno przez szacownego pana autora, jak i swój zeszłoroczny „gust”. Oszukana, bo dałam spory kredyt zaufania Dominikowi Sokołowskimi, jego „Kwiat paproci” wywołał we mnie ciepłe skojarzenia i oczekiwałam, że Adamantowy miecz zapewni mi przynajmniej taką samą dawkę rozrywki. Tak się jednak nie stało, a lektura Adamantowego była czystą katorgą zarówno dla mnie, jak i moich domowników. Powodów takiego stanu rzeczy było kilka, i już śpieszę donieść, co poszło nie tak.

O fabule aż trudno pisać, bo kolejne epizody opisane w drugim tomie Kronik Arkadyjskich umykają z pamięci tuż po przewróceniu kartki. Co więcej, niesamowicie trudno jest się na nowo wgryźć się w całą historię bez wcześniejszego powtórzenia sobie „Kwiatu Paproci”. Autor, pokładający najwyraźniej wielkie nadzieje w idealnej, niemal komputerowej pamięci czytelnika ani przez chwilę nie stara się w jakikolwiek sposób przypomnieć, o co tak naprawdę chodziło i gdzie skończyliśmy przygodę. Ot, zostajemy rzuceni w środek akcji, i biada tym, którzy sobie wcześniej nie robili notatek dotyczących powiązań i prawdopodobnych związków między głównymi bohaterami. Mało kto takie notatki robi, a i dostępne recenzje „Kwiatu paproci” wskazówek nie udzielają, wszakże byłoby to zbytnie spoilerowanie. Zatem dajemy się wciągnąć znów w intrygę, której korzeni dawno nie pamiętamy, towarzyszymy bohaterom, którzy też specjalnie charakterystyczni nie są. Skoro daliśmy się porwać opowieści za pierwszym razem, w nadziei na powtórkę z historii brniemy dalej. Przecież nie mogliśmy się aż tak mylić, przecież zarzuty innych recenzentów wobec „Kwiatu paproci” traktowaliśmy z przymrużeniem oka, bo nam się to podobało! Tutaj, niestety, czeka nas niespodzianka: odrzucone zarzuty okazują się zasadne również wobec Adamantowego miecza.

Fabuła nie porywa, skakanie między bohaterami miast intrygować, zaczyna irytować. Podobnie jak sami protagoniści: gdy już sobie przypomnimy (gdzieś tak po dobrych stu stronach męczarni), co Sokołowski zdradził odnośnie ich charakteru, z przerażeniem zauważymy całkowity brak jakiegokolwiek pogłębiania ich psychiki. Każdy z nich, nawet związany z mitycznym kwiatem paproci Isaakos, jest równie płaski jak średniowieczna wizja Ziemi. Owszem, podejmują jakieś działania, pojawiają się wątki religijne czy polityczne, ale wszystko to jest tak do bólu proste, że aż chwilami wywołuje skrajnie negatywne emocje. Jak dodamy do tego kompletnie drętwe dialogi i przewidywalne do granic możliwości zwroty akcji, wychodzi nam jakieś kuriozum, całkowicie kłócące się z tym, co zwykliśmy nazywać dobrą powieścią fantasy. Już nawet zachwalanych w mojej w recenzji „Kwiatu” elementów tożsamych z grami fabularnymi nie da się podpiąć pod wątpliwe nawet zalety książki.

Jako że w Adamantowym mieczu dzieje się niewiele, zwłaszcza w kierunku dynamicznego rozwoju intrygi, spodziewać się można było głębi na innych płaszczyznach. Tymczasem Dominik Sokołowski bezsensownie brnie w ruchome piaski niedomówień i luźnych nawiązań do znanych nam religii/mitologii/archetypów. To nie jest sposób na dobrą książkę, a już na pewno nie jest to sposób na dobrą książkę fantasy, gdyż gatunek ten z założenia jest już tworem obarczonym pewnym schematyzmem. I sam schematyzm nie jest czymś bezwzględnie złym, inną kwestią pozostaje trafność zabawy ogranymi motywami i umiejętność pokazania ich w sposób świeży i interesujący. Tutaj tego praktycznie nie ma, brakuje nowatorstwa i tego „czegoś”, co mogłoby intrygować. Tak naprawdę Adamantowy miecz wzbudza zaciekawienie dopiero pod sam koniec, ostatnie strony prezentują się o niebo lepiej niż cała powieść, ale i to przy głębszym zastanowieniu może zirytować: oto brnęliśmy przez kilkaset stron, czytaliśmy o w sumie mało znaczących epizodach, by znów zostać potraktowanym klasycznym cliffhangerem. I teraz znów cisną się na usta niecenzuralne słowa… bo jeśli Sokołowski będzie trwał przy swojej wizji Kronik Arkadyjskich, jeśli nie wymyśli trochę innej opcji prowadzenia fabuły, trzeci tom będzie równie męczący i być może tylko zakończenie jakoś złagodzi gorycz po straconym przez czytelnika czasie. Jedno wiem na pewno: gdy już będę czytać trzeci tom Kronik, będę to czynić w samotności. Bo że przeczytam, to pewne, choćby po to, by może w następnej recenzji znów przedstawić zupełnie inną opinię na temat twórczości Sokołowskiego. Czego i sobie i autorowi z całego serca życzę (acz za te banały wszechobecne w Adamantowym mieczu chwilami miałam ochotę rzucić książką w kąt…). Mówiąc krótko: fantasy to wbrew pozorom wcale nie taki łatwy kawałek chleba dla potencjalnego twórcy. Trzeba się trochę bardziej postarać…

Recenzja napisana dla portalu Unreal-Fantasy  :)
(standardowo - kliknięcie w obrazek przeniesie was do odpowiedniego artykułu) :)

Unreal  Fantasy - Serwis Fantasy : Gry RPG, cRPG, Twórczość

14 komentarzy:

  1. Bardzo sobie cenię antylaurkowe recenzje

    OdpowiedzUsuń
  2. Zakupiwszy "Kwiat paproci" w zeszłym roku, dopiero niedawno zabrałem się za jego lekturę. Właśnie z okazji wydania kontynuacji, która - miałem nadzieję - będzie o wiele lepsza niż tom pierwszy. Gdyż ten - w większości zgodny z przeczytanymi przeze mnie recenzjami - okazał się być niemal katorgą... "Pomieszane z poplątaniem" - jak ktoś już trafnie określił. Jednakowoż nieco zasmuciłem się przeczytawszy powyższy tekst, gdyż okazuje się, że "Adamantowy miecz" jest prawdopodobnie jeszcze gorszy... :( Gad demyt...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne gdybym dopiero teraz czytała pierwszy tom, to wyciągnęłabym podobne wnioski, a tak: rok temu nawet mi się podobało, stąd taki zawód.
      No i wstyd trochę, że taka głoooopia byłam ^^
      Czytałam jeszcze jedną recenzję "Adamantowego" i niestety nie jestem sama w swoich odczuciach :( A szkoda, bo w sumie pomysł fajny, tylko nie każdy potrafi tak umiejętnie skakać między wątkami jak Martin :)))

      Usuń
  3. O, to chyba ta zapowiadana recenzja kiepskiej książki. Fajna, fajna, ale jakoś mało jadowita.;)

    Ja już po przeczytaniu kilku recenzji pierwszego tomu przeczuwałam, że coś się dzieje i to bardzo niefajnego. Chyba już sobie intuicję jako tako wykształciłam.;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Matko kogokolwiek, Aleksandro bój się (o ile wierzysz) boga któregokolwiek (wybór jest dość spory). Spieszyć to się może kawalerzysta, Ty droga Aleksandro możesz się co najwyżej i co najszybciej śpieszyć. Ja użyłbym "po tak apetyczny" ale ten też może być ostatecznie i chyba znowu nie znów (ale to chyba). Dominikowi Sokołowskiemu zapewne? I spieszę (ach ta ułańska fantazja, aby zsiąść z konia i się spieszyć, można się na tym mocno sparzyć ;) ) donieść, się jest zbędne, bo raczej nie się będziesz donosić (jakkolwiek niedwuznacznie by to zabrzmiało). Się na nowo wgryźć się powtórzyło bezwiednie. Już nawet zachwalanych W nie mojej recenzji, aaaa mamusiu. Bo że przeczytałem, ale mi się nie podobało, więcej nie zauważyłem, może poza brakiem spacji po przecinku jeszcze ale to pryszcz, po poprawie post do kasacji. Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O i widzisz, znów durne błędy, na które nawet korekta nie zwróciła uwagi ^^ Śpieszę donieść o babolach odpowiednim ludziom, a i sama poprawię błędy jak tylko obejrzę do końca "X-menów" :DD

      Chyba zacznę Ci płacić za poprawki :DD

      Usuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  6. Podobne zarzuty padały przy recenzji "Kwiat paproci" w miesięczniku "Nowa Fantastyka". Autora najwyraźniej nie wyciągną wniosków krytyki swojego poprzedniego dzieła i dalej ciągnie tą grę.

    OdpowiedzUsuń
  7. Przeczytałam z uwagą. :) Dzięki, starannie się zastanowię, zanim zechcę przeczytać.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ojesuu, już pierwszy tom wzbudził moje poważne wątpliwości, czy warto temu czas poświęcić, gdyby mi kiedyś w ręce wpadło, ale teraz to już wątpliwości nie mam absolutnie żadnych. I będę dbać, żeby nie wpadło :P

    OdpowiedzUsuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)