6 cze 2013

Niezwyciężony, Stanisław Lem


Tytuł:Niezwyciężony
Autor:Stanisław Lem
Wydawnictwo:Agora
Data wydania: 20. 02. 2009 r.
Ilość stron: 182
Moja ocena: 5,5/6



W życiu każdego pragnącego się rozwijać czytelnika przychodzi taki moment, w którym musi zweryfikować swoje podejście do czytanej literatury. Nie chodzi tutaj o jakieś głębokie refleksje, a pragnienie wyjścia poza ulubione ramy czy też konfrontacje z swoimi sympatiami i antypatiami. I tak, miłośnik fantasy musi prędzej czy później zorientować się, że ten gatunek, w swej klasycznej odsłonie, zaczyna być zbyt ograny, zbyt schematyczny i przewidywalny. By nie przekreślić gatunku jako takiego, trzeba sięgnąć pozycje bardziej wymagające, mniej jednoznaczne i często będące połączeniem fantasy z innymi gatunkami literackimi (czego świetnym przykładem są pozycje z UW). Fantasy podupada, za to science fiction trzyma się znakomicie (a raczej: jak już po SF sięgam, to trafiam nad wyraz dobrze i nie mogę narzekać). W dużej mierze zawdzięczam to Fenrirowi, Oceansoul i Zaginionej Bibliotece: tych dwoje blogujących recenzentów i ZB jako zbieranina maniaków fantastyki niejednokrotnie pomagali mi (świadomie lub nie) wybierać kolejne pozycje „do przeczytania”. Oceansoul wzywa do czytania Dicka. Dużo do myślenia dało mi Fenrirowe wyzwanie Eksplorując Nieznane, które to pokazało mi, jak niewiele o science fiction wiem, i jak mało klasycznych pozycji zdarzyło mi się czytać. Dzięki niemu też miałam możliwość posłuchania fragmentu książki najbardziej znienawidzonego autora z czasów podstawówki. I choć słuchowisko było dla mnie nie do przebrnięcia, tak skłoniło do zakupu wersji papierowej. I tak trafił do mnie Niezwyciężony Stanisława Lema.

Kilka słów o słuchowisku: zrealizowane bardzo profesjonalnie, wielu aktorów, znana powszechnie narratorka i świetne efekty dźwiękowe. Co zatem sprawiło, że słuchowisko było dla mnie totalną porażką? Po pierwsze Czubówna jako narrator. Jej głos, mimo moich najszczerszych chęci, kompletnie wybijał mnie z rytmu powieści. Wyglądało to tak, że najzwyczajniej w świecie nie potrafiłam się skupić nad tym, co pani Krystyna mówiła. Jej głos kojarzę z filmów przyrodniczych, gdzie ona tylko dopełniała obraz. Próba przedstawienia historii tylko i wyłącznie za pomocą jej słów była dla mnie zbyt dużym wyzwaniem. Wyłączałam się na czas jej fragmentów w słuchowisku, by po chwili kompletnie nie wiedzieć, co się dzieje. Dodatkowo spokojny i ciepły głos Czubówny nie zgrywał się z pełnymi emocji kwestiami wypowiadanymi przez poszczególnych bohaterów. Chwilami miało to dość kuriozalny wydźwięk: wydawało mi się, że Olbrychski i Kowalczyk (odgrywający kolejno Horpaha i Rohana) wręcz przesadzają z interpretacją tekstu i zbyt mocno… grają swoje role. Słuchowisko porzuciłam gdzieś na poziomie 15 strony książki i było to zdecydowanie najlepsze wyjście. Bowiem czytanie sobie samemu Niezwyciężonego zapewniło mi o wiele więcej emocji i frajdy niż samo słuchanie. Gwoli wyjaśnienia: audiobooki lubię, świetnie pomagają wytrzymać osiem godzin monotonnej pracy, ale wolę już, jak mam jednego lektora niż całą gamę aktorów. Lektor (love Roch Siemianowski!) nie narzuca tak swojej interpretacji i bardziej pasuje do wizji książki słuchanej.

Zatem, jakiś czas po krótkiej przygodzie z słuchowiskiem trafił do mnie papierowy Niezwyciężony. Lekturę rozpoczęłam od momentu, w którym zaprzestałam słuchać, i od razu wsiąkłam w historię. Choć łatwo nie było. Jak już wspomniałam w pierwszym akapicie: do Lema pałałam wielką antypatią (przeklinam cię, polonistko z szóstej klasy!) i jedyne, co w dorosłych latach strawiłam, to Bajki robotów. Przyznam: oczarowały mnie, wtedy jeszcze „świeżą” w tematach SF, ale ogólnego nastawienia do Lema nie zmieniły. Być może się bałam, że nie podołam, być może pokutowało we mnie przekonanie, że Lem to nudziarz i przedstawiciel książek, w których opisy zajmują trzy razy więcej niż sama akcja i niszczą frajdę z lektury (popatrzcie na obecne nowości wydawnicze: ultrakrótkie akapity, niemal same dialogi, a opisy ograniczają się do iście scenariuszowych wtrąceń typu „poszedł tam, zrobił to, strzelali do niego”. Jak człowiek wychowany na tak prostej literaturze może docenić głębię przedstawiania otaczającego świata czy rozterek bohatera inaczej niż zdawkowe, proste zdania?). I powiem tak: Lem to nie nudziarz, ale drugi „zarzut” jest jak najbardziej prawdziwy. U Stasia opisy są długie i wyczerpujące (zarówno w znaczeniu „dokładne”, jak i „długaśne na półtorej strony”), ale w tym szaleństwie tkwi metoda! Jak już się czytelnik przestawi na określony sposób prowadzenia opowieści, to nie widzi dłużyzn, a jedynie warte zapamiętania przemyślenia i wnioski tego najbardziej płodnego polskiego autora powieści science fiction.

Niezwyciężony to opowieść o losach załogi tytułowego krążownika, który został wysłany z misją ratunkową na planetę Regis III. Jakiś czas temu wylądował na niej bliźniaczy statek „Kondor” i wszelka łączność została przerwana. Regis III jest z pozoru planetą niegościnną dla wszelkich form życia, ale też i niegroźną: cóż bowiem przybyszom mogą zrobić skały i pustynie? Zwłaszcza, gdy przybywający na Regis ludzie wyposażeni są w najwyższej klasy sprzęt, pozwalający zarówno na szczegółowe badania, jak i na kompleksową obronę czy atak. Mimo niezwyciężoności „Kondora” i „Niezwyciężonego” ktoś lub coś okazało się silniejsze i bardziej przebiegłe. Pytanie: z czym przegrała załoga „Kondora” i z czym zmierzą się ludzie z „Niezwyciężonego”? Konkluzje będą zaskakujące nawet dzisiaj, w erze komputerów, miniaturyzacji i nanotechnologii. A może raczej: szybko czytelnik domyśli się natury wroga, ale Lem i tak dopisze do tego filozofię, nad którą powinni pochylić się współcześni wynalazcy.

Niezwyciężony porusza wiele aktualnych nam tematów, zatem niesie w sobie pewną wizyjność prozy w wykonaniu Lema. Może niektóre, naprawdę nieliczne szczegóły są nieco naiwne i przestarzałe, ale w ogólnym wydźwięku powieść jest jak najbardziej aktualna i jak najbardziej pasuje do naszych czasów. Nie mówię tutaj o ryzyku związanym z międzygwiezdnymi podróżami. Tutaj większy nacisk kładziony jest na możliwe ścieżki rozwoju technologii, prawdopodobną definitywną przegraną ludzkości z stworzonymi przez siebie maszynami. I nie będzie to wizja z „Matrixa”, gdzie maszyny wykorzystają ludzi jako bateryjki. Już bliżej tutaj do książki (filmu?) o roju nanorobotów terroryzujących/niszczących ludzkość. Tytułu nie pamiętam, ale z pewnością Lem był pierwszy z tym pomysłem i wykonał to o niebo lepiej.

Niezwyciężony zwyciężył moją niechęć do Lema. Ale też i przypomniał mi dlaczego wcześniej mistrza polskiej science fiction nie czytałam. Musiałam przestawić się na większe skupienie i większą integrację z fabułą. Dzięki temu dałam się zaczarować i zachęcić do tego kojarzącego się z bezbrzeżną nudą autora. Być może dorosłam, być może udało mi się w końcu wyrzucić z pamięci upierdliwą polonistkę traktującą Lema jak „obowiązkową lekturę pozbawioną sensu większego, ale narzuconą przez ministerstwo oświaty”. To nie jest już teraz ważne. Ważne jest to, że w końcu chcę i wiem, że mogę czytać Lema, chcę też czytać o nim i o jego książkach. To niesamowite jak wielu artykułów doczekał się zwyczajny koleś w okularkach i jak wielką frajdę sprawiają mi analizy ludzi zdecydowanie mądrzejszych niż wasza skromna Silaqui. Podobne wrażenia miałam przy czytaniu nowych opracowań opowieści o Conanie. Chciałabym mieć na tyle wiedzy i zacięcia, by pisać tak mądrze i ciekawie :)

Recenzja napisana w ramach wyzwania:
 
(kliknięcie w baner przeniesie was na stronę wyzwania)

30 komentarzy:

  1. Przeważnie unikam tego gatunku, ale Lem kusi mnie od dawna, więc być może w niedalekim czasie zmierzę się z powyższą książką. Ale również w papierowej wersji, bo na audiobooku i słuchowiskach nie ma szans, bym się skupiła.

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam uraz do Lema odkąd w podstawówce musiałam przeczytać Bajki robotów. Być może teraz bym inaczej odebrała jego książki i kto wie, może w wakacje jakąś przeczytam, bo mam w domu kilka starych wydań jego powieści :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miałam podobnie, ale teraz wiem, że uprzedzenie było błędem :)

      Usuń
    2. Mam to samo, uraz z podstawówki :)

      Usuń
    3. Ludzie, powinniście się leczyć :) Nigdy nie zrozumiem tych wszystkich urazów do Lema :D

      Usuń
    4. Raczej powinno się skazać na męki piekielne tych paskudnych polonistów ^^

      Usuń
    5. Ja nic nie mam do swojej polonistki, wręcz jestem jej wdzięczny ^^

      Usuń
    6. To zazdroszczę: ja niestety (albo na szczęście) trafiałam raczej na świetnych matematyków niż na świetnych polonistów) Choć mój nauczyciel z liceum nie był taki zły, gdyby nie fakt, że przez moją klasę w szpitalu wylądował i później już w dyskusje się nie wdawał ^^ Ale miał też swoje plusy: jako jedyna nie musiałam czytać lektur w terminie, bo za dużo miałam innych książek :DDDD

      Usuń
  3. Pięknie. Fajnie, że się przekonałaś do Lema, ale to troszkę zasługa tego, że zaczęłaś (pomijam już te Bajki) od jednej z jego najlepszych książek. Tylko czy następne sprostają oczekiwaniom? Bo nie wszystkie są równie wciągające...
    Ale i tak pięknie. Lema warto czytać. Ja kocham Pirxa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim sięgnę po następną rozeznam się co i jak. Dużo daje mi baza danych na fantaście: średnie oceny książek są zazwyczaj bardzo miarodajne i jak coś jest poniżej "4" w sześciostopniowej skali to tego nie ruszam ^^

      Usuń
  4. Jedna z moich ulubionych pozycji Lema. Polecam na następny raz "Dzienniki Gwiazdowe" albo "Astronautów". :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Strasznie się cieszę, że w jakimś sensie nakłaniam do lektury sf, zwłaszcza że też dopiero raczkuję w tym temacie. :)
    Ja z kolei czuję się bardzo zachęcona do "Niezwyciężonego" po Twojej recenzji - spośród książek Lema czytałam tylko "Bajki robotów" (i zachwyciły mnie bardzo), więc wypadałoby nadrobić zaległości. Zacznę pewnie od "Cyberiady", jak tylko uda mi się pokończyć trochę innych, napoczętych pozycji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to jest nas dwie :) I jesteśmy w o tyle lepszej sytuacji, że dopiero poznając SF możemy spokojnie wybierać tylko te najlepsze powieści (opierając się na zdaniu bardziej doświadczonych maniaków).
      Ja w końcu wyszłam z stanu, w którym miałam pozaczynane cztery czy pięć książek, obecnie wisi mi tylko "Demon ruchu", którego mam w wersji elektronicznej i jakoś nie chce mi się męczyć oczu...
      Za to Dukaja w końcu zaczęłam :D

      Usuń
  6. Jestem dopiero na etapie zapoznawania się z Lemem. Do tej pory przeczytałem tylko "Solaris", ale staram się nadrabiać zaległości i mam w planach przeczytanie jeszcze kilku pozycji tego autora. Być może następną książką będzie "Niezwyciężony" :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Solaris" kiedyś i do mnie zawita, ale to już zależy od dostępności Agrorowych wydań :)

      Usuń
  7. Oj, widzę, że nie tylko ja miałem trudne początki z Lemem. Mnie mama faszerowała "Pilotem Pirxem" i do matury nie mogłem patrzyć na książki Lema. Od "Solarisa" oraz właśnie "Niezwyciężonego" (wypożyczona przeze ze mnie książka, bardzo stare wydanie, zawierała te 2 powieści) zaczęła się moja miłość do pana Staszka. "Niezwyciężony" to klasyczny hard science fiction, w sumie Lem nigdy już czegoś takiego nie stworzył.

    Ale pozostając w podobnej tematyce, tj. eksploracji kosmosu, niemożności nawiązania kontaktu z innymi, jakże obcymi, formami życia traktują jeszcze "Eden" (fantastyczne rozważania na temat społeczeństwa opartego na biotechnologii oraz bioinżynierii), "Fiasko" (znakomite studium cywilizacji ludzkiej z jej tendencjami do niesienia kaganka oświaty za pomocą ognia i miecza), "Powrót z gwiazd" (lektura przewrotna, bowiem nić porozumienia nie może zostać zadzierzgnięta pomiędzy kosmonautami a społeczeństwem o 120 lat starszym niż to, które opuszczali wyruszając do gwiazd). Bardzo polecam też powieści z Iljonem Tichym w roli głównej ("Kongres futurologiczny", "Dzienniki gwiazdowe", "Pokój na Ziemi", "Wizja lokalna") - tutaj filozofia przeplata się z humorem oraz groteską za sprawą niesamowitego głównego bohatera.

    Warto też dodać, że Lem to nie tylko science fiction. Bardzo dobry jest wg mnie "Szpital przemienienia" (akcja rozgrywa się w czasie II WŚ, klasyczna powieść realistyczna), "Głos Pana" (naukowcy odbierają tajemniczy sygnał z Kosmosu, który zdaje się być zaszyfrowaną wiadomością od ..., no właśnie, od kogo?). Nieszablonowe są również dwa kryminały, które wyszły spod ręki tego genialnego twórcy - "Śledztwo" oraz "Katar", bowiem nie są to zwykłe zgadywanki, kto zabił i dlaczego. Arcyciekawe są również eseje i rozważania Lema, np. "Filozofia przypadku", "Mój pogląd na literaturę", "Moloch", etc.

    Generalnie twórczość Lema to prawdziwe bogactwo. Obcowanie z prozą tego człowieka wymusza pracę mózgu na wyższych obrotach, ale jest po prostu niesamowicie przyjemne. Polecam do kontynuacji znajomości dzieł tego pana :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, to się teraz srodze zawiodłam :( Szkoda, że u Stasia nie było więcej hard SF, podobało mi się jego podejście do tematu :)

      O Tichym przeczytałam w słowniczku zamieszczonym w "Niezwyciężonym", i coraz bardziej przekonuję się do tego, by następnym Lemem był ten z "Dzienników gwiazdowych".

      Dziękuję za obszerny i nader motywujący komentarz: postaram się sięgnąć po wymienione przez Ciebie pozycje, i zgodzę się z twierdzeniem, że Lem zmusza do myślenia.
      Ale tak po prawdzie, to jest miarą każdej dobrej literatury: ona musi nas zastanawiać, zachęcać do zgłębiania tematu i konfrontacji z rzeczywistością :D

      Usuń
  8. Od niedawna odkryłam Lema, czytałam "Solaris" i skończyłam właśnie "Niezwyciężonego" (na liście postów do opublikowania) i jestem zachwycona - ja, która za SF nie szalała. Lem jest wspaniały, uwielbiam go! Planuję przeczytać każdą jego książkę, która wpadnie mi w ręce :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zazdroszczę takiego początku przygody z SF :) Sama od niedawna lubuję się w tym gatunku, dlatego też polecam swoje recenzje: to spojrzenie świeżaka, takiego, co dopiero się zakochał i w miłości tej chce trwać :D

      Usuń
  9. Lem to jeden z bardziej wstydliwych punków mojego czytelnictwa. Zaledwie jedna przeczytana książka, a ponoć tyle świetnych rzeczy stworzył. Trzeba się będzie nieco ogarnąć w temacie i poznać coś innego poza świetnym "Powrotem z Gwiazd"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak miło, że nie jestem sama :DD Prócz "Niezwyciężonego" też jestem dziewicą w lemowej literaturze, zamierzam nadrobić jak już znów pracę znajdę :D

      Usuń
  10. Dotąd nie czytałam Lema, absolutnie nic, ale przymierzam się od jakiegoś czasu. Chyba boję się, że źle trafię, bo nie jestem wielką fanką SF - a raczej znawcą, bo z gatunkiem spotykam się bardzo rzadko. Zbyt rzadko... Być może postaram się nadrobić zaległości we wakacje, na pierwszy ogień zamierzałam wziąć "Solaris".

    OdpowiedzUsuń
  11. To ja od siebie polecam "Solaris". Świetne napięcie, a na końcu zakończenie otwarte :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Niezwyciężony był najbardziej oczekiwanym przeze mnie audiobookiem. Kiedy usłyszałem, że narratorem jest Czubówna byłem wniebowzięty. Osobiście bardzo lubię superprodukcje bo słuchając ich w pracy łatwiej mi się na nich skupić a jak na chwilę wypadnę z historii to przynajmniej wiem kto mówi i łatwiej mi się też cofnąć.
    Co do samej książki to historia jest rewelacyjna. W wielu miejscach widać pewne ograniczenia w myśleniu autora ale biorąc pod uwagę czas publikacji to wizje był niesamowicie bliskie prawdopodobieństwa. Tekst faktycznie daje wiele do myślenia o możliwym rozwoju technologii. A niecałe 9h z Czubówną na uszach było dla mnie jak masaż zwojów mózgowych :D

    OdpowiedzUsuń
  13. Jestem początkującą czytelniczką Lema i szukam tej książki od jakiegoś czasu. Gdyby ktoś z Was chciał ją odsprzedać po przeczytaniu, to chętnie dobiję targu. Zależy mi, aby był to egzemplarz z Biblioteki Gazety Wyborczej. Więcej info po jakimkolwiek odzewie ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam poszperać na Allegro: ja tam upolowałam swój egzemplarz :D

      Usuń

Szanuję krytykę, ale tylko popartą odpowiednimi przykładami. Jeśli chcesz trollować, to licz się z tym, że na tym blogu niekulturalnych zachowań tolerować nie będziemy, a komentarze obraźliwe będą kasowane :)